Obrońcy praw zwierząt mówią o masowej, niepotrzebnej eksterminacji zdrowego ptactwa domowego. Inspektorzy weterynarii przekonują natomiast, że jest to działanie konieczne, by zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się groźnego wirusa. W samym powiecie złotoryjskim, którego trzy wsie są w tzw. obszarze zapowietrzonym (czyli znajdującym się bezpośrednio wokół ogniska choroby) z powodu ptasiej grypy uśmiercono już 836 sztuk drobiu.
Przypomnijmy, że pierwszy na Dolnym Śląsku przypadek ptasiej grypy został potwierdzony w Strupicach koło Chojnowa. Wojewoda dolnośląski Jarosław Obremski wydał rozporządzenie w tej sprawie. Wymienił w nim miejscowości, w których konieczne są szybkie działania izolujące zarażone ptactwo i powstrzymujące wirus od ekspansji. Więcej pisaliśmy o tym tutaj.
Jednym ze sposobów zapobieżenia ekspansji groźnego wirusa jest prewencyjne uśmiercanie drobiu. W 30 gospodarstwach na terenie trzech wsi powiatu złotoryjskiego (Brochocin, Podolany i osada kolonia Kwiatów) uśpiono 836 sztuk ptactwa domowego. Uzyskanie takich danych z powiatu legnickiego póki co jest niemożliwe. Pracownicy tamtejszego inspektoratu weterynarii w ostatnich dniach pracują bowiem niemal od świtu do nocy, także w weekendy. Ta intensywna aktywność ma oczywiście związek z wykrytym wirusem H5N8.
Przedstawiciele Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt uważają, że jest to zupełnie niepotrzebna eksterminacja zdrowego ptactwa domowego. – Te decyzje zostały wydane na podstawie rozporządzenia, które uchylono. Poza tym jest to decyzja uznaniowa. Powiatowy lekarz weterynarii spokojnie mógłby nakazać inne, mniej drastyczne, środki zaradcze. Wystarczyło poprzestać na samej bioasekuracji. Zabijanie zwierząt to ostateczność – mówi Konrad Kuźmiński, prezes DIOZ.
– Wczoraj dzwoniła do nas zrozpaczona kobieta, której wybili wszystkie kaczki, kury, gołębie, indyki, bażanty. Wszystko co hodowała. Jestem jeszcze w stanie zrozumieć taką decyzję, jeśli chodzi o miejsca, gdzie występuje największe zagrożenie, ale zabijanie ptaków w promieniu kilku kilometrów dalej to jest nonsens – dodaje aktywista.
Kuźmiński wspomniał również o kwestii samej bioasekuracji, której wymaga się od hodowców drobiu, a do której, jego zdaniem, nie stosują się urzędnicy inspektoratów weterynaryjnych podczas przeprowadzanych interwencji. – Zachęcamy ludzi, żeby odwoływali się od tych decyzji i jeśli mają taką możliwość, żeby nagrywali interwencje. Na wielu z nich urzędnicy nie mają na sobie choćby odzieży ochronnej – zauważa przedstawiciel DIOZ-u.
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy również Danutę Pawicką-Stefanko, zastępcę Powiatowego Lekarza Weterynarii w Złotoryi.
– Pan Konrad Kuźmiński nie ukończył studiów o kierunku weterynarii, więc nie wiem skąd u niego tak szeroka wiedza. Powinien też wiedzieć, że zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt, udaremnianie prac inspekcji weterynaryjnej, polegającej na zwalczaniu chorób zakaźnych podlega karze.
Weterynarz wyjaśniła też, dlaczego podejmowane przez inspekcję działania, są niezbędne. – Jest to wysoce zjadliwa grypa ptaków. My działamy w imieniu gospodarki narodowej przed niepowetowanymi ogromnymi stratami. Decyzja o tym, by w promieniu 3 km uśmiercić ptaki, wynika z tego, że chronimy fermy drobiu i hodowców na terenie dalszym przed rozprzestrzenieniem się wirusa. Im się on bardziej rozprzestrzeni, tym trudniej będzie go zwalczyć. A muszę dodać, że za ptaki uśmiercone z nakazu powiatowego lekarza weterynarii płacimy milionowe odszkodowania – mówi Pawicka-Stafenko.
– Problem też polega na tym, że objawy tego wirusa są typowo grypowe, a więc trudno zauważalne przez hodowców. W krótkim czasie pada całe stado – dodaje.
Od dawna mam pewność, że wszystkie 'elity’ są chore
Se zwyczajnie nadgodziny więcej płatne trzaskają a resztę to mają gdzieś