Podjęli ważny społeczny problem i przystąpili do działania. Ośmioosobowa grupa the Social Heart Project postanowiła doprowadzić do powszechnej obecności defibrylatorów w miejscach publicznych. Już można podpisywać przygotowaną przez nich petycję w tej sprawie.
– W decydujących momentach mamy minutę na działania. Ta minuta może wystarczyć, żeby przywrócić człowiekowi życie. Defibrylator pozwala na szybką reakcję. Jeśli wznowimy akcję serca, jest duże prawdopodobieństwo, że człowiek przeżyje. Jeśli czekamy 15 minut na karetkę, szanse maleją – tłumaczy Justyna Pater, uczestniczka ogólnopolskiej olimpiady Zwolnieni z teorii. – W ubiegłym roku, w naszej szkole były organizowane trzydniowe spotkania z ratownikami, którzy pokazali nam działanie defibrylatorów. Jest to bardzo proste: wystarczy nacisnąć guzik i urządzenie samo mówi, co należy zrobić – wyjaśnia Justyna Pater.
Defibrylatory ratują życie, a wciąż są mało dostępne. Dlatego ósemka licealistów postanowiła wziąć w sprawy w swoje ręce i do olimpiady zgłosili pomysł na The Social Heart Project. Dla niektórych z nich to już drugi start w olimpiadzie, więc, jak sami mówią, do zadania podeszli bardziej profesjonalnie. Szukają partnerów, ustalają harmonogram, budżet i zadania:
– Przygotowaliśmy petycję w sprawie defibrylatorów, którą skierujemy do prezydenta Polski. Oprócz tego, na naszej stronie i portalach społecznościowych znaleźć będzie można infografiki, cykl materiałów filmowych i wiele praktycznych porad i wskazówek na temat układu krwionośnego – zapowiada przedstawicielka grupy.
Pomysł trafił na podatny grunt. Na całym świecie organizacje zrzeszające ratowników apelują o to samo – o powszechny dostęp do defibrylatorów.
– AED czyli automatyczne defibrylatory to urządzenia, które rzeczywiście ratują życie. W Lubinie mamy je w kilku miejscach i rekomendujemy – oczywiście nie tylko my, ale i Europejska Rada Resuscytacji, i wszyscy, którzy zajmują się ratowaniem życia – rekomendujemy używanie AED i zakup takich urządzeń do miejsc publicznych. W Warszawie są na każdej stacji metra, w kościołach, na basenach – mówi Tomasz Wyciszkiewicz, ratownik pogotowia w Legnicy. – Urządzenie jest proste i zupełnie bezpieczne. Mówi ludzkim głosem, w języku polskim. Ma dwa guziki: czerwony i zielony. Każdy, nawet małe dziecko jest w stanie go użyć, nie wymaga to żadnego przeszkolenia. AED mówi po kolei, co trzeba robić i samo analizuje, czy defibrylacja jest zalecana czy nie – wyjaśnia ratownik.
Przenośne defibrylatory kosztują w granicach 6 – 10 tys. złotych. Posiadają podstawową funkcjonalność: analizują rytm serca i na tej podstawie decydują o postępowaniu ratowniczym, prowadząc użytkownika przez cały proces udzielania pierwszej pomocy, aż do podania impulsu defibrylacyjnego i przywrócenia akcji serca.
– Pragniemy, aby nasz kraj stał się bezpieczniejszym i bardziej przyjaznym miejscem do życia. Nigdy nie wiemy, kiedy nasze serce odmówi nam posłuszeństwa, a każdy zasługuje na drugą szansę. Dlatego chcemy, aby defibrylatory AED były bardziej powszechnym wyposażeniem większych zakładów pracy oraz miejsc publicznych – mówią „zwolnieni” i zachęcają do śledzenia ich działań w internecie na stronie www.heart-project.pl