Życzliwość została za kratą

– Mieszkamy tu ponad pół wieku. Żyjemy z emerytur i niczego nie oczekujemy. Ale dlaczego ktoś rzuca kilku staruszkom kłody pod nogi? – pytają lokatorki kamienicy przy ul. Kochanowskiego, którym odcięto dostęp do bramy prowadzącej przed budynek. Teraz z powodu jednej decyzji do sklepu czy lekarza muszą chodzić naokoło, od podwórza, gdzie z powodu dziur nie chcą nawet wjeżdżać taksówkarze. Najstarsza z nich nie jest uwięziona w domu już kilka miesięcy. – Nie dam rady przejść – żali się schorowana 90-latka.

Mieszkanki kamienicy przy ul. Kochanowskiego 3 w Legnicy pomocy szukały już chyba wszędzie. W ich imieniu działa najmłodsza, bo 61-letnia, Grażyna Pobiedzińska. Kobieta pisała listy do zarządcy, do Ratusza, konserwatora zabytków, nadzoru budowlanego. Była też na spotkaniu z władzami miasta. Wszędzie słyszała to samo: „Nie możemy nic zrobić”, „Wy nie macie nic do powiedzenia”. Jak zaczęły się kłopoty?

Jedna decyzja – masa problemów

Budynek przy Kochanowskiego z pozoru niczym nie różni się od wielu innych. Stare budownictwo, wspólny dostęp do drogi publicznej, a od tyłu dziury, obskurne podwórko i odrapana elewacja. W jednej z pięciu klatek mieszkają głównie starsze kobiety. Dla równolatek Danuty Kamińskiej i Olgi Cuch (81 l.) kamienica jest domem od blisko 60 lat. To z nią wiążą się ich najpiękniejsze wspomnienia. Trudno się zatem dziwić, że gdy sąsiedzi spod dwójki zdecydowali zamknąć jedyną bramę prowadzącą na front nieruchomości, legniczanki początkowo załamały ręce.

– Zrobili to w czerwcu tego roku, bardzo szybko. Nawet nie wiedziałyśmy, kiedy. Podobno to brama przejazdowa, ale tędy nigdy nie wyjechał żaden samochód. Jest za wąsko! – dziwi się Olga Cuch. – Ta brama zawsze była częścią wspólną. Teraz nie mamy w zasadzie wyjścia do drogi publicznej, tam jest też nasza jedyna droga na dach. Jakby trzeba sprawdzić rynnę czy coś naprawiać, mamy jest kłopot.

Pierwsza reakcja? Zdziwienie i… gniew. Emocje jednak nie opadły po wizycie u zarządcy.

– W Domenie słyszymy tylko, że brama należy do lokatorów z klatki obok, a nie do nas. Nie mamy więc nic do powiedzenia. Że tak po prostu jest, bo większość wykupiła mieszkania. My swoje też wykupiłyśmy i to z przejściem. A teraz nagle okazuje się, że go nie ma – nie rozumie kobieta. – Nie oczekujemy wiele, mamy swoje emerytury, nikt nam nie pomaga. Ale żeby rzucać kłody pod nogi? To końcówka naszego życia, a mieszkania to nasz dorobek. Nie jesteśmy małpami w zoo, żeby nas zamurowywać i stawiać kraty. To przejście służyło nam – zawiesza głos i liczy w pamięci: – 57 lat!

Wtórują jej pozostałe sąsiadki, w tym 61-letnia Grażyna Pobiedzińska i najstarsza z pań – jej matka, Stanisława Sroka (90 l.). Kobieta od kilku miesięcy nie wychodzi z domu.

Danuta Kamińska: – Tak wygląda nasz dostęp do drogi publicznej. Dziury takie, że strach chodzić, a taksówki nie chcą wjeżdżać.

– Przechodziłam przez most Kierbedzia w czasie Powstania Warszawskiego, ale dzisiaj potrzebuję kul, żeby zrobić jeden krok. Boję się chodzić przez podwórko, bo tam straszne dziury – mówi łamiącym się głosem, masując obolałe nogi. Ma uszkodzony kręgosłup i błędnik, obsunięte ramiona. – Starość, ale żyć trzeba – kwituje.

– Ja też się boję, od kiedy upadłam w kałużę. Wracałam od lekarza, robiło się późno. Nie ma oświetlenia, szłam w ciemności. O tej porze samochody blokują drogę, trzeba iść po największych dziurach i błocie. Potknęłam się – dodaje Danuta Kamińska, która także przy każdym kroku podpiera się kulą. – Taryfy tu nie chcą wjeżdżać, bo za duże dziury. A jak przyjdzie zima, to dopiero będzie. Co my mamy zrobić?! – pyta strapiona 81-latka.

Brama kością niezgody

Jak dowiedzieliśmy się od przedstawicieli spółki zarządzającej nieruchomością, pozbawienie lokatorek klatki nr 3 dostępu do bramy to rzeczywiście inicjatywa sąsiadów spod dwójki.

– Zarządzamy obiema wspólnotami, które w opisywanej sprawie prezentują odmienne stanowiska. Kiedy w październiku ubiegłego roku właściciele ze wspólnoty Kochanowskiego 2 podjęli uchwałę w sprawie prac remontowych, zrealizowaliśmy ich decyzję zgodnie z wolą – tłumaczy Jolanta Podgórna, wiceprezes Centrum Nieruchomości Domena.

Jak wyjaśnia, stan techniczny i zbyt duża eksploatacja przejścia były uciążliwe dla lokatorów. Postanowili więc docieplić ściany, wyremontować sień i zamurować jedno z wyjść, a drugie zamknąć kratą. Zarządca zasięgnął opinii konserwatora zabytków i zgłosił w magistracie zamiar wykonania prac. Od kiedy brama została zamurowana, do spółki zaczęły wpływać skargi od niezadowolonych mieszkańców klatki nr 3.

– Do dziś niektórzy właściciele wnoszą do nas pisemne zastrzeżenia. Pomimo wielokrotnych wyjaśnień, że brama nie jest częścią wspólną sąsiednich budynków i należy do Kochanowskiego 2, niektórzy nie mogą się z tym pogodzić. Wspólnota Kochanowskiego 2, po uzyskaniu wszelkich koniecznych zgód i pozwoleń, miała prawa do jej zamknięcia. Nie było konieczności konsultowania zamierzenia z klatką nr 3 i innymi, bo brama nie jest ich własnością – podkreśla wiceprezes Podgórna, choć przyznaje, że jej firma zwróciła się z zapytaniem do autorów pomysłu, by ci porozmawiali z sąsiadami. Pracownicy Domeny mieli wtedy usłyszeć kategoryczny sprzeciw.

To, że przejście służyło wszystkim przez 60 lat, nie było powodem, by blokować ich zamiary. – Mimo że przeprowadzaliśmy rozmowy z autorami projektu, ci niestety podtrzymali swoje stanowisko w sprawie zamknięcia bramy – dodaje przedstawicielka zarządcy.

W imieniu sąsiadek sprawą zajmuje się Grażyna Pobiedzińska. Uzbierała już grubą teczkę dokumentów, ale efektu nie widać.

Dlaczego lokatorom spod dwójki tak bardzo zależało na zamknięciu bramy? Obie strony przyznają, że w ostatnich latach klatka stała się miejscem spotkań nieproszonych gości, którzy dewastowali ją i traktowali jak wychodek. Co ciekawe, kobiety, które dziś walczą o udostępnienie klucza do krat, miały kilkukrotnie na dorocznych spotkaniach domagać się odcięcia przejścia i zapewnienia wstępu sąsiadom. W Domenie usłyszeliśmy, że w żadnym z protokołów sporządzonych podczas spotkań wspólnoty w ostatnich sześciu latach zapisu o podobnym wniosku nie ma. Zarządca potwierdza natomiast, że brama jest dla pań jedynym dostępem do dachu.

– Wspólnota Kochanowskiego 3 nie ma wyjścia ze swojej klatki na dach, niestety ten budynek został w ten sposób zbudowany. W przypadku remontu dachu czy rynien stosuje się różne metody – np. z podnośnika, metodą linową, ewentualnie skorzystania z włazu sąsiedniej wspólnoty, itp. – wylicza Jolanta Podgórna.

Brzmi logicznie? Nie dla mieszkańców kamienicy przy Kochanowskiego. Trudno bowiem wyobrazić sobie, że dziś lokatorzy klatki nr 2 udostępnią klucze sąsiadkom, skoro nie chcieli z nimi rozmawiać, zanim podjęli decyzję o zamknięciu wspólnego wyjścia na ulicę.

Urzędnicy nie przewidzieli

Nie tylko przedstawiciele zarządcy mówią o braku porozumienia między lokatorami. Podobnie sprawę przedstawiają legniccy urzędnicy.

Jakiej rady udzielili sfrustrowanym kobietom? Wiceprezydent Jadwiga Zienkiewicz podczas spotkania z Grażyną Pobiedzińską poradziła legniczankom: „Zgłoście projekt do Legnickiego Budżetu Obywatelskiego i głosujcie!”

Patrząc na dotychczasowe edycje LBO, skuteczniejsza byłaby szklanka wody. By zwyciężyć, potrzeba bowiem kilku tysięcy głosów. Autorzy projektów mobilizują rodziny, znajomych z różnych środowisk, by wygrać z konkurencyjnymi pomysłami. Legniczanki z Kochanowskiego 3 są przegrane na starcie. Plebiscyt w dużej mierze odbywa się zresztą w sieci.

– Czy ktoś z sąsiadów ma komputer? Używała pani kiedyś internetu? – pytam Stanisławę Srokę.
– Czego?! – podnosi głos 90-latka, marszcząc brwi w wyrazie niezrozumienia.

Jak się okazuje, kłopot legniczanek polega na braku jednej decyzji i wpisu do ksiąg wieczystych. Mowa o służebności. Z wyjścia na ulicę Kochanowskiego korzystały przecież od ponad 20 lat, a taki termin wskazują przepisy.

– Przed sprzedażą to była wspólna droga, ale nie została zapisana do wspólnego użytku. Teraz nie mamy dostępu do drogi publicznej, bo na pewno nie są nią te dziury na podwórku. Niech władze miasta przyjadą i zobaczą na własne oczy – irytuje się Olga Cuch. Zwraca też uwagę na inny istotny fakt: – Problem nie tylko nas dotyczy. Przez decyzję mieszkańców jednej klatki dostęp do drogi i dachu stracili też ludzie z klatek 4 i 5, czyli w sumie z około 24 mieszkań.

Rodzi się pytanie, dlaczego w Ratuszu odpowiednio wcześniej nie zapadła decyzja o ustanowieniu służebności?

– Urzędnicy nie przewidzieli takich reakcji. Dopiero po latach zaczęto to analizować – odpowiada wiceprezydent Legnicy Jadwiga Zienkiewicz. W rozmowie z nami deklaruje jednak także inną formę pomocy. – W tym przypadku nie mamy narzędzia prawnego do przywrócenia poprzedniego stanu. Wydział urbanistyki nie mógł odrzucić zgłoszenia, musiał wyrazić zgodę na zamurowanie bramy. Z kolei inwestycje we wnętrzach podwórkowych rzeczywiście realizujemy na razie w ramach LBO. Możemy jednak, wspólnie z Zarządem Gospodarki Mieszkaniowej i po konsultacjach z mieszkańcami, doprowadzić do poprawy stanu nawierzchni – wykorytowania podwórza czy naniesienia tłucznia. Dotyczy to oczywiście wyłącznie terenów należących do gminy, bo dbanie o stan chodnika przy budynku leży już w gestii wspólnoty – zapowiada wiceprezydent Zienkiewicz.

Lokatorzy przed sądem?

Rozmowa z przedstawicielami Ratusza, ale i zarządcy kończyła się podobnym wnioskiem: mieszkankom klatki nr 3 pozostaje już tylko jedno rozwiązanie.

– Nic nie stoi na przeszkodzie, by każdy, kto widzi swój interes prawny w tym działaniu, wystąpił do sądu z pozwem o ustanowienie służebności – przypomina wiceprezes Domeny.

Jednak i ten sposób lokatorki już rozważały. Gdyby ta historia wydarzyła się kilkadziesiąt lat temu, nie miałyby wątpliwości, że należy tak postąpić. A dziś? Sama myśl o powództwie cywilnym, by sąd ustanowił służebność i nakazał rozbiórkę ściany oraz zdjęcie krat, wywołuje u nich ból głowy.

– Nie stać nas na pójście do sądu. Zresztą gdzie my po sądach, skoro niektóre z nas nie mogą o własnych siłach pójść do sklepu? Nie tak powinno to wyglądać – martwi się Olga Cuch.

Wszystko wskazuje na to, że bez rozstrzygnięć na wokandzie problemu nie da się rozwiązać. Skoro brakuje porozumienia między sąsiadami, legniczanki muszą zdecydować, czy godzą się na zmiany czy jednak decydują się walczyć o swoje. Do tego potrzeba jednak sił, których zwyczajnie może im zabraknąć.

Dodaj komentarz