Siedział na poręczy balkonowej z nogami przełożonymi na zewnątrz. Na szyi miał założoną pętlę i wszystko wskazywało na to, że jest gotów na desperacki krok. Profesjonalna interwencja policjantów zapobiegła tragedii.
Do zdarzenia doszło przed godziną 17. Mundurowi zostali zaalarmowani przez legniczankę o najściu męża na jej mieszkanie. Mężczyzna odwiedził kobietę pomimo zakazu kontaktowania się z nią.
– Na miejsce przybyli policjanci z wydziału prewencji oraz dzielnicowi rewiru pierwszego, którzy akurat patrolowali okolicę. Jeden z dzielnicowych, po wysłuchaniu korespondencji radiowej z oficerem dyżurnym, natychmiast zareagował, ponieważ zna tę rodzinę, gdyż jest ona objęta procedurą niebieskiej karty. Zresztą osobiście ją nadzoruje. Dlatego patrol dzielnicowych również udał się pod wskazany adres – relacjonuje młodszy aspirant Iwona Król-Szymajda, oficer prasowy legnickiej policji.
Gdy funkcjonariusze weszli do mieszkania zastali w nim roztrzęsioną i zdenerwowaną lokatorkę. Okazało się, że na balkonie jest jej 65-letni mąż. Mężczyzna złożył jej wizytę pod pretekstem odebrania swoich rzeczy. Zrobił to pomimo ciążącego na nim zakazu zbliżania się do żony i nakazu opuszczenia mieszkania.
Kobieta wpuściła go do środka. Wtedy desperat zamknął się w pomieszczeniu usytuowanym na piętrze i nie chciał stamtąd wyjść. Na widok policjantów zaczął krzyczeć. Groził, że jeśli zaczną do niego podchodzić, wówczas się zabije. – Funkcjonariusze wiedzieli, że muszą działać bardzo ostrożnie. Dwóch z nich prowadziło dialog z desperatem, równocześnie będąc w stałym kontakcie z kolegami, którzy usiłowali otworzyć zamknięte od środka drzwi – dodaje Iwona Król-Szymajda.
Sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna, jednak jakimś cudem mundurowi nakłonili desperata, aby choć na chwilę ściągnął założoną na szyi pętlę wykonaną z przedłużacza. Kiedy spełnił ich prośbę, natychmiast ruszyli do akcji. Policjanci, oczekujący pod drzwiami na rozwój wypadków, wówczas siłowo weszli do pomieszczenia, w którym zamknął się agresywny 65-latek. Obezwładnili go, a następnie przekazali pod opiekę przybyłej na miejsce załodze pogotowia ratunkowego. Okazało się, że szaleniec nie był pod wpływem alkoholu.