Niedzielna premiera „Inwazji jaszczurów” Karela Čapka przejdzie do historii legnickiego teatru, jako jedno z najbardziej skomplikowanych logistycznie przedsięwzięć. W tym spektaklu ogromna koncentracja wymagana jest nie tylko od aktorów, ale także od całej ekipy technicznej, bez której ta inscenizacja byłaby niemożliwa.
Napisana w 1936 roku powieść została nie tylko mocno uwspółcześniona, ale i osadzona w polskich realiach. Tekst czeskiego autora odczytywany był jako ostrzeżenie przed skutkami nadchodzącego faszyzmu. Legnicka wersja sztuki nie zawęża się jedynie do kwestii totalitaryzmu, ale wskazuje na cykliczność upadków mocarstw i ustrojów.
Twórcy spektaklu przyznają, że nie jest to opowieści łatwa, prosta i przyjemna. Jej głównymi bohaterami są tytułowe jaszczury. Choć płazy, sprowadzone z dalekich krajów do Europy, używają ludzkiej mowy – postrzegane są jako obcy gatunek, który nigdy nie osiągnie cech człowieka. Początkowo wzbudzają ciekawość, później traktowane są jako darmowa siła robocza. Na końcu wreszcie – w odwecie za złe traktowanie – sieją panikę i ogromne spustoszenia.
Spektakl wymaga od aktorów wiele poświęcenia. Część z nich wygłasza swe kwestie zanurzona w różnych wannach, a te nie zawsze wypełnione są ciepłą wodą. Rekordzistką jest Katarzyna Dworak-Wolak, która w bezruchu spędza w basenie aż 17 minut.
Wspomniana Ewa Galusińska, jako jeden z płazów, musi nie tylko brodzić w zimnej wodzie, ale podobnie, jak pozostałe jaszczury nosić upiornie wyglądające białe soczewki kontaktowe. Podczas prób zrodził się pomysł, by głównemu bohaterowi – Nadpłazowi granemu przez Pawła Palcata – odebrać głos. Jego kwestie słychać głównie z głośników.
W tym i przyszłym tygodniu spektakl będzie grany w godzinach przedpołudniowych. Wieczorne spektakle zaplanowane są dopiero na poświąteczny weekend.