Prokurator ustala czy komendant legnickiej straży miejskiej Mirosław Giedrojć poświadczył nieprawdę w korespondencji z przedsiębiorcą, którego omyłkowo ukarano mandatem. Od półtora roku mieszkaniec Siemianowic Śląskich udowadnia swoją niewinność. Wreszcie nie wytrzymał i o matactwie mundurowych powiadomił śledczych.
Podczas rutynowego patrolu funkcjonariusze legnickiej straży miejskiej dostrzegli źle zaparkowany samochód. Sprawcy wykroczenia wystawili mandat. Problem w tym, że się pomylili i ukarali niewłaściwą osobę. – Ciężko było właścicielowi auta i innym osobom wytłumaczyć, że strażnicy błędnie zapisali numery rejestracyjne i markę pojazdu, który w tym czasie nie mógł być parkowany w Legnicy – tłumaczy prokurator.
Okazało się, że strażnicy nie mają żadnych dowodów na winę przedsiębiorcy. Ich zwierzchnik początkowo nie dostrzegał problemu aż wreszcie, kiedy zorientował się, że podwładni popełnili ewidentny błąd – odpowiedzialnością za całe zamieszanie obarczył fikcyjnego kierownika ds. postępowań. Kilka dni temu sprawa dotycząca poświadczenia nieprawdy przez komendanta trafiła na biurko samego szefa Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
– W ciągu trzydziestu dni od wpłynięcia zawiadomienia ocenimy czy zgromadzony materiał dowodowy pozwoli na ustalenie, że dane działanie określonych funkcjonariuszy, a w szczególności komendanta, wyczerpuje znamiona przestępstwa, czy też ma charakter odpowiedzialności dyscyplinarnej – informuje prokurator okręgowy Zbigniew Hatasimiuk.
Postępowanie jest dopiero na wstępnym etapie, ale prokurator zdążył już zabezpieczyć całą dokumentację. Wezwania na przesłuchanie otrzymali strażnicy miejscy, którzy byli zaangażowani w tą sprawę, oraz ich zwierzchnik. Komendant Mirosław Giedrojć poinformował nas, że do czasu zakończenia pracy śledczych nie będzie niczego komentował.