Pierwszy pieniądz zastępczy władze Liegnitz wyemitowały 15 maja 1917 roku, dokładnie sto lat temu. Wówczas na przejazd tramwajem do ulubionej pijalni piwa na kufel pilsnera i coś na ząb legniczanin wydawał dwie marki. Sześć lat później taka sama przyjemność kosztowała go już… sto miliardów marek. Przedwojenny mieszkaniec miasta w kieszeni nosił biliony, a jego żona miliardami rozpalała w piecu….
Pierwszy bon zastępczy (notgeld) pojawił się 15 maja 1917 r., z powodu braku pieniądza w obiegu. Wtedy zaczęło to być mocno odczuwalne.
– Emisja pieniądza zastępczego miała uporządkować sytuację pieniężną w mieście. Pierwsze 50-fenigowe bony miejskie wydrukowano w Głogowie i w Berlinie. Już w grudniu dodatkowe 50 tys. sztuk powstało w Geograficznym Instytucie Paula Barona w Legnicy – zwraca uwagę Marcin Makuch, autor książki o pieniądzach zastępczych rejencji legnickiej.
W kolejnych latach notgeldy bito także w bilonie. Poza magistratem własny pieniądz wyemitowała również Kasa Powiatu Ziemskiego w Legnicy. Wskutek szalejącej hiperinflacji w 1922 r. na rynek trafiły bony o nominale 500 marek. W sierpniu kolejnego roku przedrukowywano je, nadając nominał 1 miliona. Kilka dni później drukowano już bony pięciomilionowe. We wrześniu pojawiły się nominały 20 i 50 mln, w pierwszym tygodniu października 100-milionowe, a w kolejnych dniach – miliardowe. Najwyższe legnickie notgeldy to 500 miliardów i bilion marek.
Od sierpnia do końca roku 1923 pieniądz tracił na wartości z dnia na dzień, z godziny na godzinę, z minuty na minutę. Bank w Berlinie nie umiał stanowczo zareagować, legnicki magistrat nie nadążał z drukiem bonów. Gdy trafiały do obiegu, okazywało się, że potrzebne są już wyższe nominały. Wiele legnickich firm, żeby mieć czym płacić pracownikom, wprowadzało własne prymitywne pieniądze z krótkim okresem ważności. Pieniądze walały się po ulicach, tapetowano nimi ściany, palono w piecu.
W kwietniu 1923 r. za litr mleka trzeba było zapłacić 490 marek, a za kilogram masła 11 tys. W połowie listopada funt chleba kosztował już 80 miliardów, funt mięsa 900 miliardów, a szklanka piwa 52 miliardy. 1 grudnia na funt chleba trzeba było mieć już 260 miliardów marek, a na funt mięsa ponad trzy biliony! Ten absurdalny wzrost cen – hiperinflację, jakiej nigdy wcześniej ani później świat nie widział, wywołały obawy społeczeństwa niemieckiego spadkiem wartości pieniądza w czasie wojny, przez co ludność zaczęła gromadzić go na czarną godzinę. Władze krytykowały taką postawę. W „Liegnitzer Tageblatt” od czasu do czasu pojawiały się podobne informacje: „zmarła kobieta, w jej domu znaleziono dwa tysiące marek w drobnych monetach”. Rolę takiej waluty w obiegu pełniły wówczas nawet znaczki pocztowe.
Dziś nieliczne ocalałe notgeldy znów mają wartość, ciesząc oko niejednego kolekcjonera.