Za remonty lokalnych dróg zapłacą polscy kierowcy – co najmniej 20 groszy za każdy litr kupionego paliwa. Do tego mogą doprowadzić założenia ustawy powołującej Fundusz Dróg Samorządowych. Sejm rozpoczął dziś prace nad tym projektem.
Plan jest prosty – Fundusz Dróg Samorządowych (FDS) ma zastąpić obowiązujący obecnie Program rozwoju gminnej i powiatowej infrastruktury drogowej na lata 2016-19, czyli popularne „schetynówki”. Zasili go m.in. opłata drogowa oraz pieniądze pozyskane przez Bank Gospodarstwa Krajowego w ramach pobranych kredytów i pożyczek lub wyemitowanych obligacji. Zaproponowane w projekcie ustawy stawki opłaty drogowej – 200 zł za tysiąc litrów benzyn i olejów napędowych oraz 36,69 zł za tonę gazów używanych do napędów – mają zapewnić budżetowi państwa wpływy na poziomie około 4-5 mld zł rocznie. Połowa tej kwoty pójdzie na drogi krajowe, ekspresowe i autostrady (Krajowy Fundusz Drogowy), połowa – na wojewódzkie, powiatowe i gminne.
Pieniądze z FDS dzielić będzie minister infrastruktury i budownictwa. Zanim jednak lista samorządowych zadań trafi do resortu, przejdzie przez weryfikację wojewody. Ten wybierze najważniejsze z punktu widzenia swojego regionu inwestycje. Nie wiadomo jeszcze, w jaki sposób pieniądze będą dzielone między województwa – w projekcie znalazł się jedynie zapis takiej metodzie, która zapewni zrównoważony rozwój regionów. Oznaczać to może, że dla Dolnego Śląska – jednego z zamożniejszych województw – pieniędzy będzie mniej.
Dziś w Sejmie miało miejsce pierwsze czytanie projektu ustawy. Przedstawiał go Zbigniew Dolata z Prawa i Sprawiedliwości, który podkreślił, że pieniądze z FDS będzie można wydawać wyłącznie na budowę lokalnych dróg.
Opozycja na projekcie nie zostawiła suchej nitki: – To jest wasza „Droga Zmiana”. Podnosicie podatki, bo nie potraficie korzystać z fundusu drogowego. Jesteście nieudacznikami – mówił Grzegorz Schetyna z Platformy Obywatelskiej.
– Szukacie pieniędzy na drogi w kieszeniach podatników – wtórował mu Paweł Kukiz zapowiadając, że Kukiz’15 będzie głosować za odrzuceniem projektu. Przeciwne temu pomysłowi PiS jest też Polskie Stronnictwo Ludowe.
Ryszard Petru z Nowoczesnej poradził rządowi, by brakujących pieniędzy poszukał w istniejących już instytucjach: – Dlaczego nie szukacie pieniędzy tam, gdzie one są? Mamy Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, Agencję Nieruchomości Rolnych, Agencję Rynku Rolnego, dlaczego nie można ich połączyć? Dlaczego nie można połączyć ZUS-u z KRUS-em? – pytał.
W odpowiedzi na zarzuty opozycji poseł Bogdan Rzońca z PiS argumentował: – Koszty wypadków drogowych to 48 mld zł. Czy Państwo posłowie przeciwstawiacie pięć miliardów 48 miliardom. W 2016 roku w Polsce na drogach zginęło trzy tysiące ludzi. Na gminnych i powiatowych blisko tysiąc. A wy mówicie – nie budujmy dróg i chodników?
Przeciwnicy projektu krytykują go przede wszystkim fakt, że zapisana w nim opłata drogowa jest de facto kolejnym podatkiem, a skutki jej wprowadzenia odczują nie tylko kierowcy. Zdaniem ekonomistów podwyżka cen paliw będzie też wyższa, niż 20 groszy na litrze.
– Do tej stawki należy dodać też podatek VAT, a to oznacza wzrost ceny o 25 groszy za litr paliwa. Naszym zdaniem należy zakładać, że całość tej opłaty zostanie przerzucona na kierowców, co wynika między innymi z obecnego, kilkuprocentowego zaledwie poziomu marży w branży paliwowej – wyjaśnia nam analityk Banku Millenium, Mateusz Sutowicz. – Sytuacja na rynku ropy jest obecnie korzystna dla klienta finalnego, zatem niekoniecznie wprowadzenie opłaty do ceny paliwa musi się przełożyć na wzrost cen innych towarów i usług.
Kierowców uspokaja PKN Orlen, który w odpowiedzi na pytania PAP odpowiedział, że nowa opłata nie musi oznaczać nawet wzrostu cen paliw na stacjach benzynowych, ponieważ obok obciążeń podatkowych na ceny paliw wpływają głównie takie czynniki makroekonomiczne, jak ceny ropy, kursy walut i giełdowe notowania gotowych produktów paliwowych.
Innego zdania jest Piotr Bielski, dyrektor departamentu analiz ekonomicznych Banku Zachodniego WBK: – Wprowadzenie tej opłaty spowoduje wzrost cen paliw o około 7,5 proc., a to z kolei doprowadzi do wzrostu inflacji na poziomie 0,3-0,4 proc. W dalszej perspektywie inflacja mogłaby sięgnąć nawet 2 proc. – prognozuje.
Wśród posłów, którzy podpisali się pod projektem ustawy, był też lubinianin Krzysztof Kubów. W rozmowie z nami zasygnalizował, że projekt może ulec jeszcze zmianom, dlatego nie chciał jeszcze wypowiadać się na jego temat. Zapowiedział jednak, że po zakończeniu sejmowych obrad komentarz z pewnością przedstawi.