Tym razem sąd ma bardziej wnikliwie zbadać dowody zgromadzone w tej sprawie. Decyzję o ponownym procesie podjął Sąd Apelacyjny we Wrocławiu, w miniony wtorek, 23 czerwca, uwzględniając odwołanie prokuratora w sprawie 21-letniej Chinki Linfang Y. oskarżonej o usiłowanie zabójstwa swojego dziecka. Za narażenie go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia została skazana na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 4 lata. Zdaniem prokuratury, to kara „rażąco niska”.
– Sprawa, z uwagi na obowiązującą w tym zakresie procedurę, przekazana została do ponownego rozpoznania – informuje Liliana Łukasiewicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
W zeszłym roku tym wydarzeniem emocjonowała się cała Polska. Przypomnijmy, młoda Chinka pracowała w jednym ze sklepów w Polkowicach, a mieszkała na jego zapleczu. Tam, 11 lutego, około godz. 4 urodziła syna. Zawinęła go w poszewkę i ręcznik, włożyła do pudełka po butach i wyniosła do śmietnika przy ul. Hubala, oddalonego o kilka minut drogi od sklepu. Tam włożyła dziecko do kontenera. Kilka godzin później kwilenie niemowlęcia usłyszał mężczyzna zbierający złom. Zareagował, dzięki temu pomoc przyszła bardzo szybko. Mocno wychłodzony chłopczyk, któremu nadano imię Kacper, trafił natychmiast do szpitala.
Jak ustalono w śledztwie, tego dnia, w godz. od 5 do 11, na wysokości dwóch metrów nad gruntem, temperatura wynosiła od 5,3º do 6,1ºC. Biegła z zakresu medycyny stwierdziła, że pozostawienie noworodka w takich warunkach groziło śmiercią w czasie od kilkudziesięciu minut do kilku godzin. – Chłopczyk, na skutek wychłodzenia organizmu, doznał sinicy, zwolnienia akcji serca, obniżenia wartości saturacji, kwasicy oraz odwodnienia – wymienia Liliana Łukasiewicz. – Stanowiło to chorobę realnie zagrażającą życiu.
Prokurator uznał, że kobieta „działała w zamiarze ewentualnym pozbawienia życia swego dziecka”, bo pozostawiając je bez zaopatrzonej pępowiny na śmietniku przy tak niskiej temperaturze, musiała liczyć się i godzić z jego ewentualną śmiercią. Oskarżona nie przyznała się do winy. Twierdziła, że nie chciała śmierci dziecka i miała nadzieję, że ktoś je zabierze. A zostawiła je w tym śmietniku, bo tamtędy chodzi dużo ludzi. Tłumaczyła się tym, że nie miała pieniędzy na wychowanie. Twierdziła też, że chciała wrócić po dziecko, ale wtedy pojawiła się policja i było już za późno. I przekonywała, że chciałaby dostać jeszcze jedną szansę, by móc wychować syna.
Prokurator wnioskował o orzeczenie kary 10 lat więzienia. W lutym Sąd Okręgowy w Legnicy uznał, że kobieta nie działała nawet w ewentualnym zamiarze zabójstwa chłopca, a zostawiając je na śmietniku naraziła je jedynie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub doznania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi za to do 5 lat więzienia. Kobieta usłyszała wyrok: dwa lata w zawieszeniu na cztery.
– Prokurator zaskarżył powyższy wyrok, ponieważ nie podzielił oceny prawnej zachowania skazanej co do zamiaru, z jakim działała oraz jej pobudek, jakimi kierowała się w chwili zdarzenia i po popełnieniu czynu – dodaje Liliana Łukasiewicz.
Zdaniem prokuratora, prawidłowa ocena zebranych dowodów, a zwłaszcza opinii medycznej, jednoznacznie wskazuje, że kobieta musiała przewidywać możliwość śmieci dziecka, i na to się godzić. Co o tym świadczyło? Stan zdrowia dziecka, zachowania matki przed porodem i po urodzeniu synka (nie podrzuciła go np. na klatkę schodową pobliskiego bloku, ale włożyła do kontenera, gdzie mógł być przysypany śmieciami, a gdyby nie zapłakał, to nikt nie zauważyłby pewnie, że może tam być dziecko). Według prokuratora, kara orzeczona wobec kobiety jest rażąco niska. Dlatego wniesiono o uchylenie wyroku i przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania. Sąd odwoławczy uwzględnił apelację.
– W ponownym procesie sąd wskazał na potrzebę bardziej wnikliwej oceny zgromadzonych dowodów, zwłaszcza w kontekście opinii biegłego z zakresu medycyny sądowej, z której wynika, że dziecko doznało choroby realnie zagrażającej życiu – dodaje Liliana Łukasiewicz.
Sprawa toczyć się będzie w Sądzie Okręgowym w Legnicy.
UR/FOT. ARCHIWUM