Bezdomnymi, którzy koczują w szpitalu, zajmie się ochrona

W złotoryjskim szpitalu pojawią się pracownicy firmy ochroniarskiej. Mają się wziąć za koczujących na poczekalni bezdomnych, przez których niezbyt bezpiecznie i komfortowo czują się pacjenci izby przyjęć. Władze powiatu i nowy zarząd szpitala są zdania, że bezdomni to nie tylko zagrożenie epidemiologiczne, ale i ogromny problem wizerunkowy dla placówki. Czy niechciani goście pojadą teraz do schroniska?

Jak najszybsze rozwiązanie problemu z bezdomnymi na izbie przyjęć to jedno z zadań, jakie postawił przed nowym prezesem szpitala starosta Wiesław Świerczyński. – Wysłuchuję od ludzi w mieście, że w szpitalu jest smród, że brzydzą się dotknąć krzeseł, gdy pójdą na izbę przyjęć. Tak nie może być! Nie dość, że szpital jest cały zaniedbany, to jeszcze na izbę strach wejść. A później się dziwimy, że nie mamy pacjentów – irytuje się starosta.

Wiktor Król, szef spółki powiatowej zarządzającej szpitalem, uwagi starosty wziął sobie mocno do serca, zwłaszcza że w ostatnich tygodniach o niechlubnym problemie bezdomnych w złotoryjskim szpitalu znowu zrobiło się głośno w mediach.

– Nie ma miejsca dla bezdomnych w szpitalu. Ale to nie pracownicy szpitala mają rozwiązać ten problem. Nie chcemy, żeby się szarpali z bezdomnymi, bo nie są od tego. To policja powinna interweniować, jeśli ktoś zakłóca porządek i łamie prawo. Podjęliśmy działania zmierzające do powołania ochrony w szpitalu. Wybraliśmy najtańszą ofertę i na dniach podpiszemy umowę z firmą ochroniarską. Chcielibyśmy, żeby jeszcze w tym roku ochrona została wprowadzona – zapowiadał prezes Król na przedświątecznej sesji rady powiatu.

Termin był zbyt optymistyczny, bo przed nowym rokiem ochroniarzy nie udało się sprowadzić na izbę przyjęć, ale jak dowiedzieliśmy się w złotoryjskim starostwie, mają się pojawić w styczniu. – W regulaminie szpitala jest zapis, kto może przebywać na izbie przyjęć. Są to pacjenci. Jeśli ktoś nie korzysta z pomocy ambulatoryjnej, może zostać wyproszony ze szpitala. To będzie rola ochroniarzy – tłumaczy Jacek Grabowski, rzecznik prasowy starostwa.

Starosta winę za obecny stan rzeczy zrzuca na poprzedniego zarządcę szpitala i jego zaniechania. – Nie spotkałem się z taką skalą problemu przez 15 lat pracy w różnych szpitalach – przyznał podczas grudniowej sesji Wiktor Król. – Nie poczyniono wcześniej żadnych działań, więc teraz będzie bardzo trudno go rozwiązać. Ale spróbujemy. Chodzi nie tylko o wprowadzenie ochrony, ale i inne podejście do problemu ze strony pracowników, o ich większą aktywność we wzywaniu policji – tłumaczył.

Wolą szpital niż schronisko

Teoretycznie bezdomni to problem miasta. To samorząd gminny ma zabezpieczyć im schronienie. Burmistrz Złotoryi uważa jednak, że dopóki drzwi do szpitala będą dla bezdomnych otwarte, dopóty nie będą skłonni do współpracy ze służbami miejskimi.

– Miasto ma podpisaną umowę ze schroniskiem dla bezdomnych. Ale nie przebijemy oferty szpitala, bo jest bardziej atrakcyjna, są tam dobrze zabezpieczeni – ironizuje Robert Pawłowski, mając zapewne na myśli, że na poczekalni w izbie przyjęć nie trzeba być trzeźwym, co jest z kolei podstawowym warunkiem przy przyjęciu do schroniska. – Mamy nawet bezdomnych turystów, bo Złotoryja dzięki otwartemu szpitalowi stała się atrakcyjnym miejscem dla bezdomnych z innych miast. Proszę pokazać inny szpital w okolicy, gdzie przebywają bezdomni. Nikt sobie na to nie pozwala, nie wpuszcza ich na izbę przyjęć – podkreślał na ostatniej sesji rady miejskiej burmistrz.

Iwona Pawlus, dyrektorka Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Złotoryi, zaznacza, że bezdomni nie są skłonni do pracy socjalnej, gdy mają otwarte drzwi w szpitalu. – Gdyby mieli utrudniony dostęp do dachu nad głową, chętniej korzystaliby ze schroniska, chętnej by z nami współpracowali, chętniej podejmowaliby też leczenie odwykowe, dzięki czemu mieliby schronienie i regularne posiłki – uważa. Z wyciągniętej przez miasto ręki korzystać jednak nie chcą – w całym roku 2019 na ok. 20 bezdomnych przebywających na terenie Złotoryi tylko 1 dał się namówić na pobyt w schronisku. Wytrzymał tam raptem 5 dni.

– Można i należy ludziom pomagać. Ale jeśli ktoś nie chce, żeby mu pomóc, to sprawa jest beznadziejna – konstatuje burmistrz Pawłowski.

Ci, którzy chcieliby skorzystać ze wsparcia miasta, od początku tego roku mogą liczyć na szerszy zakres pomocy. Gmina miejska podpisała bowiem nową umowę – ze schroniskiem w Zgorzelcu, które prowadzi Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta. – Bezdomni mają tam nie tylko dach nad głową, ale również możliwość aktywizacji społeczno-zawodowej i szansę na podjęcie pracy – dodaje dyrektorka MOPS-u.

Szalet miejski w Złotoryi

Prysznic dla bezdomnych w szalecie?

Kilka tygodni temu w złotoryjskim ratuszu zrodził się pomysł, by w pomieszczeniach szaletu miejskiego przy ul. Kościuszki stworzyć ogólnodostępny prysznic, z którego mogliby korzystać bezdomni. Ma to być kolejna forma pomocy dla nich.

– Nie mają się gdzie w tej chwili wykąpać. Do niedawna jeszcze mogli skorzystać z łazienki w szpitalu psychiatrycznym, gdy wyrażali zgodę na leczenie odwykowe, ale otrzymaliśmy ostatnio informację, że szpital nie przyjmuje już osób na oddział osób ze świerzbem. Robi się z tego poważny problem higieniczny, bo ci ludzie przez swój tryb życia mają uciążliwe dolegliwości skórne. I nie mają godnych warunków, żeby przeprowadzić czynności związane z toaletą – podkreśla Iwona Pawlus.

W sprawę zaangażował się Paweł Macuga, radny powiatu i prezes Rejonowego Przedsiębiorstwa Komunalnego. – Sprawdzamy w tej chwili, jakie są techniczne możliwości wygospodarowania w szalecie miejsca na prysznic. Szacujemy też koszty takiej przebudowy, ale prawdopodobnie nie byłyby one wysokie – twierdzi szef miejskiej spółki. – Szkoda tych ludzi. Wiele się mówi o tym, że trzeba im pomóc, a niewiele z tego wynika. Chcemy coś dla nich konkretnego zrobić, żeby mieli po prostu gdzie się umyć. Miejski prysznic działałby na tych samych zasadach co szalet miejski, czyli dostęp byłby za drobną opłatą, którą bezdomnym pokryłaby pomoc społeczna – dodaje.

Zdaniem Macugi, z takiej łaźni korzystać mogłyby zresztą nie tylko osoby bezdomne, ale i pozostali mieszkańcy, o ile mieliby taką potrzebę.

Przypomnijmy, że miasto opracowało w ubiegłym roku projekt ogrzewalni, którą chciało urządzić w sąsiedztwie MOPS-u. Miało to być miejsce, w którym w okresie zimowym bezdomni nie tylko mogliby przenocować w ciepłym pomieszczeniu, ale również wykąpać się i przebrać w czyste ubrania. Ogrzewalnię nadzorowałby pracownik zatrudniony przez miasto. Ze względu na koszty utrzymania obiektu i coraz trudniejszą sytuację budżetową związaną z ograniczaniem samorządom dochodów projekt niestety leży na razie w szufladzie.

Dodaj komentarz