Prawie 100 pracowników placówek podległych pod legnicki MOPS głośno domagało się dziś podwyżek. Najpierw przed magistratem, później także podczas sesji radnych. Niepokoje w Ośrodku trwają już kilka lat, ale nigdy jeszcze atmosfera nie była tak gorąca.
Ten niepokój trwa od kilku lat, jednak żadne z licznych starań pracowników sektora pomocy społecznej w Legnicy o owocny dialog z prezydentem nie przyniosły rezultatu. Dlatego dziś, w przededniu strajku ostrzegawczego, kilkudziesięciu z nich domagało się podwyżek. Do ratusza przynieśli jednoznaczne transparenty, a nawet wieniec i klepsydrę. Wieszczenie ostatniego pożegnania ŚP pomocy społecznej to wynik najniższych w regionie pensji, które zmuszają ludzi do porzucenia pracy. Dodajmy – wymagającej wiedzy, wykształcenia i poświęceń.
Więcej w materiale wideo TVREGIONALNA.PL:
Później tłum przeniósł się na salę obrad radnych i doczekał odpowiedzi włodarza Legnicy. Sytuację wykorzystali radni opozycji, na bieżąco przypominając Tadeuszowi Krzakowskiemu o jego decyzjach, choćby z ostatnich miesięcy. Zestawienie budżetu na wynagrodzenia pracowników MOPS-u z kilkoma nieoczywistymi wydatkami prezydenta i jego świty było jak dolanie oliwy do ognia.
Protestujący odeszli z niczym, bo trudno było spodziewać się dziś przełomu w trwających od kilku lat rozmowach. Kolejny krok sporu to strajk. Tymczasem zapowiedziany na 3 listopada strajk ostrzegawczy potrwa dwie godziny. Przystąpi do niego kilkaset osób. Warto przypomnieć, że domagający się podwyżek pracownicy pomocy społecznej to nie tylko urzędnicy MOPS, ale też osoby zatrudnione choćby w miejskich żłobkach czy domu pomocy społecznej.