Końcówka roku przyniosła kolejną informację o śmierci w wyniku pożaru. Tym razem, prawdopodobnie 30 grudnia, zginął 61-letni mieszkaniec Miłkowic. W minionym kwartale była to już czwarta śmiertelna ofiara ognia.
Biegły z zakresu pożarnictwa ustali, kiedy dokładnie doszło do tej tragedii. Pożar, o którym służby dowiedziały się dopiero w piątkowe popołudnie, ugasił się samoistnie. Jak informuje starszy kapitan Marcin Swenderski, rzecznik prasowy Państwowej Straży Pożarnej w Legnicy, w zgliszczach znaleziono zwłoki lokatora i martwego kota.
Dramat wydarzył się w pomieszczeniach gospodarczych przy ul. II Armii Wojska Polskiego. Wiadomo, że gospodarz ogrzewał je piecykiem zwanym kozą. Niewykluczone jednak, że przyczyną wybuchu ognia mógł być niedopałek papierosa.
O tragedii, jako pierwsi, dowiedzieli się funkcjonariusze z komisariatu w Chojnowie. Jak informuje młodszy aspirant Iwona Król-Szymajda, oficer prasowy legnickiej policji, dokładna przyczyna śmierci mężczyzny nie jest jeszcze znana. Zgodnie z decyzją śledczych, ciało ofiary w najbliższych dniach zostanie poddane autopsji. Ze wstępnych ustaleń wynika, że ofiara zatruła się spalinami z piecyka.
Miłkowiczanin jest już czwartą śmiertelną ofiarą pożaru w powiecie legnickim. W październiku ubiegłego spłonęła mieszkanka domu jednorodzinnego przy ul. Wroniej w Legnicy. Dziesięć dni później, w takich samych okolicznościach, życie stracił mężczyzna pomieszkujący na strychu kamienicy przy ul. Chłapowskiego na legnickim Tarninowie. Tuż przed Bożym Narodzeniem, w wyniku pożogi mieszkania, zginął 56-letni lokator domu przy ul. Kamiennej na Zakaczawiu.