Legnica: 20 tys. zł rocznie na walkę z groźną rośliną

Barszcz Sosnowskiego w tej fazie rozwoju nie stanowi zagrożenia dla zdrowia ludzi. Dorosłe rośliny osiągają kilka metrów wysokości.

Przez ostatnie dwa lata Legnica wydała 40 tys. zł na niszczenie kilkuhektarowej plantacji barszczu Sosnowskiego w mieście. W przyszłym roku na ten cel znów będzie trzeba wydać 20 tys. Opryski groźnej rośliny pozornie przypominają walkę z wiatrakami, ale są konieczne, by ta się nie rozprzestrzeniła.

Do złudzenia przypomina barszcz zwyczajny, ale by odróżnić go od nieszkodliwej rośliny, wystarczy zbliżyć się do niego na kilkanaście metrów w trakcie upałów. Jest niebezpieczny i niezwykle ekspansyjny. Trafił do nas z Kaukazu jako roślina pastewna, szybko okazało się jednak, że bydło nie chce się nim żywić. Stracił swoje zastosowanie, ale nie zniknął z polskiego krajobrazu. Dziś rośnie także w regionie. Jak się okazuje, w Legnicy od dwóch lat pochłania 20 tys. zł z budżetu miasta. Kilkuhektarowa plantacja barszczu Sosnowskiego przy ul. Pątnowskiej to zmora pracowników wydziału zarządzania kryzysowego i obrony cywilnej legnickiego magistratu.

Sławomir Masojć

– Pierwsza informacja o plantacji dotarła do nas dwa lata temu. Nie pomogło zniszczenie roślin, bo ta zdążyła już zakwitnąć. Na szczęście nie była na tyle duża, by się rozsiać – wspomina Sławomir Masojć, dyrektor wydziału w urzędzie miasta. – To była żmudna praca. Zewnętrzna firma wycinała barszcz i opryskiwała go środkami chemicznymi. Jej pracownicy wywieźli w sumie kilkanaście przyczep, ale ta wciąż się tam pojawiała. Reagowaliśmy też na pojedyncze sygnały, gdy roślinę zauważono na ogrodach działkowych. Było również kilka fałszywych alarmów, bo przypomina ona zupełnie niegroźny barszcz zwyczajny, który rośnie np. na łąkach w pobliżu szpitala – dodaje.

Szef wydziału zarządzania kryzysowego przyznaje, że kolejny, 2016 rok również upłynął pod znakiem walki z barszczem Sosnowskiego. Tym razem operacja rozpoczęła się szybciej, a zatem jej efekty były lepsze. Sęk w tym, że rośliny nie da się wyplenić w ciągu jednego sezonu i urzędnicy już doskonale o tym wiedzą.

– To zadanie na kilka lat, dlatego w przyszłorocznym budżecie ponownie zapisujemy na ten cel 20 tys. zł – przyznaje Sławomir Masojć, który liczy, że z czasem problem wreszcie uda się w mieście rozwiązać. Dodaje jednak, że niepokoi go sytuacja w naszym województwie. – W kraju i w regionie coraz częściej pojawia się barszcz Sosnowskiego. Na własne oczy widziałem już trzy potężne plantacje w innych gminach. Obawiam się, że ich władze nie dostrzegają zagrożenia życia i zdrowia swoich mieszkańców. A brak reakcji doprowadzi do tego, że roślina będzie pojawiać się na coraz większych areałach – kończy szef wydziału zarządzania kryzysowego i obrony cywilnej.

Dodaj komentarz