Opłata drogowa, której wprowadzenie zaproponowali posłowie PiS, może już niebawem uderzyć po kieszeni nie tylko kierowców. Dodatkowe koszty liczą już przewoźnicy, także ci, którzy obsługują miejskie autobusy. Ile będą kosztować bilety?
Jeśli nie spełnią się obietnice PKN Orlen (Rząd głębiej sięgnie do kieszeni kierowców) i do obecnych cen paliw trzeba będzie doliczyć nową opłatę drogową, odczują to nie tylko właściciele samochodów. Twardy orzech do zgryzienia będą miały też firmy transportowe i samorządy. Te ostatnie mogą (ale nie muszą) otrzymać pieniądze na remonty swoich dróg, za to na pewno zmierzą się z kwestią finansowania publicznej komunikacji.
Problem wyższych kosztów będzie musiał rozważyć m.in. powiat lubiński, który jest organizatorem Lubińskich Przewozów Pasażerskich – bezpłatnego systemu komunikacji, obejmującego Lubin, Ścinawę i gminę wiejską Lubin. Obsługująca LPP firma PKS Lubin już wyliczyła, że przy obecnej siatce połączeń w skali roku będzie musiała zapłacić za paliwo do żółtych autobusów około 300 tys. zł więcej (kwota netto).
Trzyletnia umowa, którą przewoźnik zawarł z powiatem lubińskim, w kilku przypadkach przewiduje waloryzację wynagrodzenia. Jednym z czynników warunkujących ewentualną podwyżkę jest wzrost ceny paliwa. Jeśli jednak opłata drogowa wejdzie w życie już jesienią, PKS będzie musiał sfinansować ją z obecnej marży – waloryzacja może nastąpić dopiero po zakończeniu roku kalendarzowego.
O ile jednak wożenie pasażerów w ramach LPP może zostać sfinansowane z kas gmin uczestniczących w tym projekcie, to w przypadku pozostałych linii obsługiwanych przez PKS Lubin może to spowodować zmiany w siatce połączeń. Firma już zrezygnowała z własnych kursów na trasie Lubin-Wrocław.
– Każda podwyżka, a ta jest znacząca, odbije się mocno na firmach transportowych – komentuje Kazimierz Ziółkowski, prezes PKS Lubin. – To boli i jest trudne do zaakceptowania w obecnych warunkach gospodarczych, kiedy mamy nadwyżkę w budżecie państwa, malejące bezrobocie i podkreślany przez rząd rozwój polskiej gospodarki.
Kalkulacje przeprowadziło także legnickie Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne, które każdego dnia wypuszcza na ulice Legnicy i kilku okolicznych miejscowości około 50 autobusów.
– W pierwszym półroczu tego roku zużyliśmy ponad 635 tysięcy litrów paliwa. Wejście w życie tej opłaty drogowej spowoduje wzrost wydatków na paliwo rzędu 25 tysięcy złotych miesięcznie – wylicza Zdzisław Bakinowski, dyrektor MPK. – My nie jesteśmy organizatorem przewozów, dlatego w tym przypadku wszystko zależy od Rady Miejskiej. Pytanie, czy gmina znajdzie środki, żeby dołożyć do tych przewozów.
W przypadku legnickiej komunikacji miasto pokrywa połowę kosztów funkcjonowania komunikacji. 48 proc. finansują sami pasażerowie, resztę pokrywa przewoźnik z innych swoich źródeł przychodów. Bilet normalny na autobus w Legnicy kosztuje 3 zł. Zdaniem Zdzisława Bakinowskiego jest to kwota, którą w tej chwili trudno byłoby podwyższyć. Mieszkańcy mogliby bowiem ograniczyć korzystanie z miejskiej komunikacji i przychody firmy wyraźnie by zmalały.
W rzeczywistości we wszystkich gminach koszty związane z potencjalną podwyżką cen paliwa sfinansują mieszkańcy, niezależnie od tego, czy płacą za bilety, czy nie. A im więcej pieniędzy będzie musiał wydać samorząd na autobusy, tym mniej będzie ich miał na inne zadania.
Projekt ustawy wprowadzającej kontrowersyjną opłatę drogową trafił do sejmowych komisji merytorycznych. Chociaż nie znalazł się w porządku obrad Sejmu zaplanowanych na ten tydzień, to zdaniem niektórych polityków, także Prawa i Sprawiedliwości, nowe przepisy zostaną przyjęte jeszcze w czasie wakacji.