Kolejne rozmowy nie przyniosły efektu. Co z maturami?

Zwiększenie pensum o dwie godziny i związany z tym proporcjonalny wzrost wynagrodzeń o około 125 zł to dzisiejsza propozycja wicepremier Beaty Szydło dla protestujących nauczycieli. W Centrum Partnerstwa Społecznego „Dialog” w Warszawie odbyło się dziś kolejne spotkanie central związkowych i przedstawicieli rządu w związku z trwającym od 8 kwietnia ogólnopolskim strajkiem w oświacie. – Moja odpowiedź brzmi nie, ale pytam moich kolegów – mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.

Przed dzisiejszą tura rozmów przedstawiciele ZNP i Forum Związków Zawodowych przygotowali nową propozycję dla rządu. Było nią rozłożenie na raty blisko 30-procentowych podwyżek dla nauczycieli. Od stycznia tego roku pensje miałyby wzrosnąć o 5 proc., we wrześniu o 9,6 proc., a w październiku, listopadzie i grudniu o kolejne 5 proc.

Z kolei strona rządowa już po raz drugi zaproponowała pedagogom podniesienie pensum, tym razem jednak o dwie godziny, a nie jak poprzednio o cztery czy sześć. To posunięcie miałoby spowodować, że pensje zasadnicze wzrosłyby o ok. 125 zł „na rękę” dla nauczycieli dyplomowanych. Wicepremier Beata Szydło poprosiła o konsultacje ze środowiskiem. Szef ZNP Sławomir Broniarz powiedział, że on się nie zgadza na ten pomysł, ale że zapyta jeszcze kolegów.

Wygląda na to, że trwający już od kilku tygodni pat w szkolnictwie nie zakończy się szybko – Po raz kolejny proponuje się nam podwyższenie pensum, czyli chcą po prostu, żebyśmy podwyżki sfinansowali sobie sami. Zwiększenie liczby godzin pracy spowoduje tylko zwolnienia – uważa Beata Goldszajdt, prezes lubińskiego oddziału ZNP. – Specjalnie nie jestem rozczarowana dzisiejszym spotkaniem. Rząd chce pokazać, że rozmawia i że próbuje negocjować ze środowiskiem nauczycieli. Ale tak naprawdę to wciąż mamy wielki chaos. Wygląda na to, że oświatą rządzi pan Piotr Duda z „Solidarności”, który już wcześniej zdecydował, że nie usiądzie przy jednym stole z panem Broniarzem – dodaje.
Tymczasem coraz częściej w kontekście strajku mówi się również o zagrożonych maturach. I nie chodzi tu bynajmniej o sam przebieg egzaminów, ale klasyfikację uczniów, bez której nie mogą oni przystąpić do matur oraz ukończyć szkoły średniej. – Dyrektorzy niektórych szkół zwoływali posiedzenia rad pedagogicznych, aby zatwierdzić klasyfikację uczniów, ale z powodu braku wymaganego kworum (co najmniej połowa nauczycieli – przyp. red.) nie odbyły się one – mówi Beata Goldszajdt.

Czas na wystawienie ocen i sklasyfikowanie uczniów upływa 26 kwietnia, natomiast matury miałyby się rozpocząć 6 maja.

Kolejną szansą na kompromis ma być „okrągły stół” poświęcony edukacji i zaproponowany przez premiera Mateusza Morawieckiego. Do rozmów miałoby dojść po świętach w Belwederze. – Nie wierzę teraz w debatę o kształcie edukacji, tym bardziej, że w ostatnim roku czy półtorej pan premier kilkukrotnie był przez nas zapraszany do rozmów. Najpierw niech spełnią postulaty nauczycieli, a później możemy rozmawiać. I to najlepiej w mniejszych zespołach, a nie przed kamerami telewizyjnymi – mówi Beata Goldszajdt.

Dodaj komentarz