Historia Czarnego Janka wciąż żywa

Czarny Janek, mały wójt, Józek, Szczygieł – to prawdopodobnie nie wszystkie przezwiska i pseudonimy, jakie podczas swojego krótkiego życia miał Jan Bogdziewicz. Chociaż na ziemiach Dolnego Śląska spędził tylko kilka lat, to legenda o nim jest żywa do dziś. W Złotoryjskim Ośrodku Kultury i Rekreacji odbyło się ciekawe spotkanie poświęcone tej zagadkowej postaci zatytułowane „Czarny Janek. Bohater czy bandyta?”.  

Gdyby organizatorzy spotkania wcześniej wiedzieli, że będzie się ono cieszyć tak dużym zainteresowaniem, to z pewnością nie zaplanowaliby go w sali klubowej ośrodka kultury, ale w znacznie większej sali widowiskowej. Mimo że od śmierci Jana Bogdziewicza minęło już prawie 70 lat, to nadal wzbudza on skrajne emocje u wielu mieszkańców powiatu złotoryjskiego i lwóweckiego. Na tych terenach bowiem ukrywał się i najbardziej zaznaczył swoją obecność Czarny Janek. Chociaż w historycznych archiwach zachowało się bardzo dużo dokumentów, to jednak wiele pytań na temat tej zagadkowej postaci wciąż pozostaje bez odpowiedzi.

Na spotkanie zaproszono złotoryjskiego historyka Romana Gorzkowskiego oraz przedstawiciela Instytutu Pamięci Narodowej dra hab. Roberta Klementowskiego z Uniwersytetu Wrocławskiego, który w swoich pracach badawczych sporo miejsca poświęcił życiu i działalności Jana Bogdziewicza. – Od razu powiem, że my tutaj nie rozstrzygniemy tego, kim tak naprawdę był Czarny Janek, bo mamy na to zbyt mało dowodów. Poza tym uważam, że pytanie zawarte w tytule dzisiejszego spotkania zostało źle postawione, bo jakim prawem my po tylu latach możemy go oceniać? Pamięć ludzka jest zazwyczaj zawodna, ale też subiektywna. Dla jednych ktoś będzie bohaterem, a dla innych bandytą. To zależy od osobistych doświadczeń – mówił Robert Klementowski. – Na pewno nie był to ktoś taki jak generał Pilecki czy Inka, ale też nie był kimś, kto chodził i zabijał ludzi. Myślę, że dobrze wiedział, co mogłoby go spotkać, gdyby został aresztowany. Dlatego zdecydował się na takie, a nie inne życie – dodaje historyk.

Jan Bogdziewicz urodził się w 1925 roku w Wasiliszkach, wsi położonej w powiecie szczuczyńskim w województwie nowogrodzkim (obecnie Białoruś). Tam ukończył pięć klas szkoły powszechnej. Z opowieści wynika, że przez kilka lat jego sąsiadem mógł być Czesław Niemen. Wojnę spędził przy rodzicach, pracując w gospodarstwie i przy wyrębie lasu. Wtedy też miał współpracować z Armią Krajową. W 1945 r. został wcielony do Wojska Polskiego, z którego jednak zdezerterował. Później dołączył do działających w Białostockiem oddziałów partyzanckich, gdzie przyjął pseudonim „Szczygieł”. Brał m.in. udział w napadach na posterunki milicji i akcjach przeciwko oddziałom Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, aktywistom partyjnym, funkcjonariuszom MO, UB oraz ich informatorom. W kwietniu 1947 r. skorzystał z amnestii i stawił się w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Wysokie Mazowieckie. Dla zmylenia organów bezpieczeństwa podał fałszywy rok urodzenia i wykształcenie. Zataił też fakt dezercji oraz późniejszą działalność.

 Jan Bogdziewicz „Czarny Janek”

Chcąc zgubić swój ślad, w 1947 r. przyjechał na Dolny Śląsk. Najpierw zatrzymał się w Lwówku Śląskim i zaczął pracować w tamtejszym Urzędzie Likwidacyjnym. Po kilku miesiącach porzucił pracę i przeniósł się do Czapli, gdzie mieszkał jego znajomy. Już wtedy zaczął się nim interesować Urząd Bezpieczeństwa, głównie za jego wcześniejszą działalność wojenną. Prawdopodobnie dlatego musiał zejść do podziemia. Zaczął ukrywać się w okolicznych wioskach i lasach, a z powodu braku pieniędzy decydował się na napady na spółdzielnie, sklepy, ale także gospodarzy. Chociaż pomagali mu w tym miejscowi, to jednak Bogdziewicz, z formalnego punktu widzenia, nie stworzył żadnej organizacji. Ze względu na swój wzrost często nazywany był również małym wójtem.

Podczas napadów nikt fizycznie nie ucierpiał, mimo że próbowano mu przypisać dwa morderstwa. Jesienią 1951 r. do Bogdziewicza przyłączyło się czworo młodych ludzi, 16-letni: Krystyna Jarzębska i Julian Mazur oraz 18-letni: Roman Beć i Zenon Szymanowski. Dopiero od tej pory można mówić o grupie Czarnego Janka. Ukrywali się oni prawdopodobnie w ruinach dawnego schroniska na stokach Ostrzycy, a żyli głównie z napadów na okoliczne sklepy. Po kilku miesiącach wśród członków grupy zaczęło dochodzić do nieporozumień. Jarzębska i podobno zakochany w niej Beć zamierzali odejść i wrócić w rodzinne strony. Bogdziewicz obawiając się dekonspiracji, zmuszony był zabić ich obu. Doszło do tego w odstępie kilkunastu dni. Ich szczątki spoczywają na cmentarzu w Pielgrzymce. W 1952 r. do bandy, składającej się już tylko z trzech osób, dołączył Bronisław Skowroński, który porzucił dotychczasowa pracę. Wobec coraz bardziej wzmożonej aktywności funkcjonariuszy UB, MO i żołnierzy KBW, grupa rozdzielała się i przenosiła z miejsca na miejsce. W połowie maja na spotkanie w umówionym miejscu nie stawił się Mazur, który w obawie, że podzieli los Jarzębskiej i Becia, wrócił do rodziców w Jerzmanicach Zdroju. Prawdopodobnie w wyniku presji rodziny oddał się w ręce bezpieki i 17 maja wskazał miejsce pobytu swoich kompanów.

                   Bronisław Skowroński

W nocy z 18. na 19. maja 1952 r. w przygotowanej obławie wokół Ostrzycy zatrzymano Bogdziewicza i Szymonowskiego. Nie było tam Skowrońskiego, który został złapany dopiero pod koniec października 1953 r. Znaleziono go w kryjówce w stodole pod klepiskiem, w gospodarstwie swojej matki w Czaplach.

Informacja o zatrzymaniu „małego wójta” wywołała spore zamieszanie w okolicy. Doszło do kilkudziesięciu aresztowań i procesów ludzi, którzy mieli mu pomagać. Byli to najczęściej mieszkańcy powiatu złotoryjskiego i lwóweckiego.  Wiele osób nagle wyjechało. Samobójstwo popełnił milicjant z Wlenia Zygmunt Radziejewski, co do tej pory pozostaje sprawą niewyjaśnioną. Natomiast już w latach siedemdziesiątych odnotowano również dwa przypadki niewyjaśnionych śmierci osób związanych z oddziałem Czarnego Janka.

Jan Bogdziewicz został skazany na karę śmierci. Wyrok został zaplanowany na 16 czerwca 1953 r. na dziedzińcu więzienia przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu. Z niewiadomych przyczyn egzekucję wykonano jednak dzień wcześniej. Dopiero kilka lat temu (w 2011 r.) na jaw wyszło również, że Czarny Janek nie został rozstrzelany przez pluton egzekucyjny, jak wcześniej sądzono, ale zabity metodą katyńską, czyli strzałem z pistoletu w tył głowy. Mają o tym świadczyć otwory po kulach w czaszce. Było to złamanie przez funkcjonariuszy ówczesnego prawa.

Warto również dodać, że władze zastanawiały się także nad zorganizowaniem procesu pokazowego z udziałem Bogdziewicza. Ostatecznie zrezygnowano z tego pomysłu, ponieważ kompromitowałoby to organy bezpieczeństwa, którym dopiero po czterech latach udało się go zatrzymać.

Pomimo upływu lat mieszkańcy Czapli i innych wsi, gdzie pojawiał się i mieszkał Jan Bogdziewicz, niechętnie dzielą się wspomnieniami z tamtego okresu…

Dodaj komentarz