Halo, policja? Jest taka sprawa…

Fot. KMP Legnica

Dyżurny legnickiej policji odbiera dziennie prawie 300 telefonów. Każdy trwa średnio 5 minut. Kiedy zgłoszenie dotyczy rzeczywistego zagrożenia czy przestępstwa – rozmowa może uratować czyjeś życie. Co natomiast, jeśli policjant słyszy w słuchawce, że potrzebna jest pomoc przy awanturze z… 8-letnim synem lub gdy interweniująca osoba zgłasza, że jest regularnie gwałcona przez kosmitów czy komputerowe oprogramowanie?

Praca gliniarza to nie bułka z masłem. Aby dobrze czuć się w mundurze, trzeba spełnić szereg wymagań i pasować do psychologicznego profilu, by później sprawnie podejmować trudne decyzje i umiejętnie komunikować się z ludźmi. Ostatnia z umiejętności wydaje się szczególnie ważna, bo to przecież właśnie od przebiegu rozmowy z mieszkańcem w dużej mierze zależy powodzenie interwencji. Jednak nawet najbardziej doświadczeni funkcjonariusze mogliby stracić grunt pod nogami, gdyby usłyszeli od obywatela, że ktoś zmienił w jego mieszkaniu prąd stały na zmienny lub że jego sąsiedzi terroryzują go przez ściany supernowoczesną bronią elektromagnetyczną.

Do wanny! Bo dzwonię na policję!

Fot. KMP Legnica

– Dyżurny legnickiej policji, słucham? – słowa te policjanci przyjmujący telefoniczne zgłoszenia od mieszkańców wypowiadają kilkaset razy dziennie.
– Dzień dobry, chciałem zgłosić przestępstwo – brzmi przykładowy odzew, idealnie wpisujący się w sens funkcjonowania linii alarmowej. Gorzej, gdy już pierwsze słowa telefonującego pozwalają założyć, że na komisariat dzwoni żartowniś, osoba niezrównoważona lub ktoś, kto uważa, że stróże prawa mają zająć się każdą, nawet najbardziej błahą sprawą…

– Dzień dobry, chcę zgłosić awanturę z synem – tłumaczy poirytowany głos w słuchawce.
– Ile syn ma lat? – docieka policjant.
– Osiem.
– A co się dzieje? – pyta dyżurny, zapewne po chwili zamyślenia.
– Syn nie chce wejść do wanny i się wykąpać! – wyjaśnia z powagą zrezygnowany tata.

Takich połączeń jest oczywiście więcej. Przykład wojny domowej, w której silniejszą stroną okazuje się być drugoklasista, obrazuje skalę problemów, jakie mieszkańcy powiatu postanawiają rozwiązać, wykręcając numer alarmowy.

– Na telefon 997 obywatele dzwonią często w sprawach nie zagrażających życiu i zdrowiu oraz nie wymagających interwencji policjantów. Przykładów jest mnóstwo – przekonuje mł. asp. Jagoda Ekiert z legnickiej policji. I przytacza treść podobnych zgłoszeń: – Jaki jest numer na taxi? Chciałam zgłosić, że wychodzę do kościoła. Czy policja może u mnie zablokować numer 997? Możecie sprawdzić, jaki jest mój aktualny adres zamieszkania?

Ofiara broni elektromagnetycznej

Jagoda Ekiert

Jakie rozmowy zapadły w pamięć legnickim policjantom? Z pewnością te, po których potrzebowali chwili czasu, by wrócić do obowiązków, np. dopiero po opanowaniu ataku śmiechu. Gdyby uwierzyć słowom autorów najciekawszych zgłoszeń, w Legnicy grasuje gang złośliwie podmieniający w naszych mieszkaniach prąd stały na zmienny; po ulicach krąży niezwykle biegły chirurg, który okrada z narządów bez zaalarmowania ich śpiącego właściciela; kosmici czy „digitale z komputera” nawet kilka razy dziennie molestują seksualnie wybrane osoby, a gorączka, z jaką może przeżyć człowiek nad Kaczawą, wbrew powszechnej wiedzy, czasami sięga nawet 250 stopni!

– Pewna legniczanka dzwoniła do nas w sprawie testów broni elektromagnetycznej. Przekonywała, że śpi z deskami i blachą, bo padła ofiarą nowoczesnego sprzętu i nie chce, by to się powtórzyło. Inny mieszkaniec zgłaszał, że ktoś go molestuje i wydzwania do niego za pośrednictwem portalu społecznościowego Facebook – relacjonuje mł. asp. Ekiert, podkreślając, że podobne telefony utrudniają wykonywanie codziennych obowiązków jej kolegom odpowiedzialnym za obsługę linii alarmowej. – Dyżurny odbiera dziennie blisko 300 telefonów od obywateli. Rozmowy te trwają około 5 minut. Oprócz odbierania telefonów, musi je także wykonywać, dysponować patrolami, przyjmować interesantów przy okienku i obsługiwać programy w komputerze – wylicza.

Batman rozpoczyna służbę

Sławomir Masojć przepracował w mundurze 22 lata, dziś jest szefem wydziału zarządzania kryzysowego i obrony cywilnej w miejscowym magistracie. Przez 15 lat służby pełnił funkcję rzecznika prasowego KMP w Legnicy. Gdyby sporządzić ranking mieszkańców znających najwięcej dziwacznych zgłoszeń, jakie trafiają do funkcjonariuszy, z pewnością biłby się o miejsce na podium.

– Przypominam sobie człowieka, który regularnie dzwonił z budek telefonicznych. Rozmowę zaczynał zawsze w ten sam sposób: „Cześć, tu Batman! Rozpoczynam właśnie służbę, bądźcie czujni!” Nigdy go nie spotkałem, ale meldował bardzo różne rzeczy. Okazało się, że rzeczywiście chodził po mieście i pełnił swą „służbę”, bo później zgłaszał, że np. ktoś przeszedł na czerwonym świetle – wspomina emerytowany już policjant.
Jakie jeszcze telefony zapamiętał?

Sławomir Masojć

– Kobieta, która przekonywała, że sąsiedzi podłączają jakieś urządzenie do grzejnika i w ten sposób ją napromieniowują. Żądała ekspertyz, przekonując, że gdy obudziła się pewnej nocy, jej ręce świeciły – opowiada Masojć. – Z kolei pewien legniczanin oznajmił, że leży właśnie na podłodze, bo zauważył na swym ramieniu czerwoną kropkę, która przesunęła się po jego ramieniu na czoło. Dodał, że w przeszłości był kimś ważnym, miał więc podejrzenia, że ktoś chce go wyeliminować i w tym celu wysłano pod jego dom snajpera – wspomina.

Problemy, z jakimi legniczanie zwracają się do stróżów prawa są zatem niezwykle zróżnicowane. Zdarza się jednak, że rozmówca chce po prostu pogadać, lekceważąc fakt, że blokuje w ten sposób linię alarmową. Dyżurni bez trudu wyliczą również odnotowane przypadki składania przez mieszkańców najróżniejszych propozycji.

– To np. telefony od samotnych kobiet, które chcą się umówić z mundurowym. „Nie mam do kogo zadzwonić” czy „Skoro jest was tam dwóch, to może jeden wpadnie do mnie” to klasyczne teksty podrywu – przypomina sobie były rzecznik.

Dyżurny jak terapeuta?

Masojć zauważa, że duża część zgłoszeń wcale nie ma rozwiązać realnego problemu, a interweniujący powinni ze swoim kłopotem zwrócić się np. do psychiatry.

– Niektóre sytuacje bywały z pozoru zabawne, ale nie naśmiewaliśmy się z osób, które dzwonią, bo to często przypadki kwalifikujące się do specjalisty. Podczas takiej rozmowy w głowie dyżurnego powstaje zwykle dylemat: czy ktoś próbuje zrobić z niego idiotę czy jednak rozmówca zagraża sobie lub innym ludziom. I trzeba podjąć decyzję – przekonuje.

Modelowym przykładem jest mieszkanka podlegnickiej wsi, która regularnie wybierała na tarczy swojego stacjonarnego telefonu numer „997”. Dziś już tego nie robi, bo funkcjonariusze wreszcie postanowili z tym skończyć.

Fot. KMP Legnica

– Miała zwyczaj blokowania linii 10-, a nawet 15-minutowymi połączeniami, w trakcie których nie dała dyżurnemu dojść do głosu. To były słowotoki, a pani dzwoniła nawet po kilkadziesiąt razy dziennie, za każdym razem, gdy ktoś np. przeszedł obok jej płotu – tłumaczy były policjant.

Jak skończyła się historia tysięcy połączeń od wygadanej seniorki? Jej rodzina tłumaczyła, że nie jest w stanie kontrolować krewnej przez cały czas, gdyż ta mieszka samotnie z dala od ich domu. Ostatecznie policjanci z pomocą rodziny wystąpili do sądu o jej ubezwłasnowolnienie.

– Osoby z problemami psychicznymi bardzo często korzystają z linii alarmowej. Kłopot w tym, że potrafią być bardzo sugestywne. Bywa że nawet przez pierwszych kilka minut rozmowy policjant wciąż przyjmuje zgłoszenie, nie zdając sobie sprawy, że ma do czynienia z kimś niepoczytalnym. Za moich czasów podobne telefony zdarzały się przynajmniej kilka dziennie. Interweniujący mieszkańcy zabierali wiele czasu, opowiadali o swoim życiu i problemach, wylewali swoje żale. Tego do końca nigdy się nie wyeliminuje – kończy wspomnienia Sławomir Masojć.

Kary za blokowanie numerów alarmowych
Przypomnijmy, że funkcjonariusze zyskali oręż do walki z nieodpowiedzialnymi mieszkańcami, którzy swoje osobiste rozterki lubią załatwiać właśnie z nimi przez telefon. Od 19 listopada ub.r. za dzwonienie na numery alarmowe: 112, 997, 998 i 999 – bez potrzeby czy z błahego powodu, co blokuje linię osobie, która może np. potrzebować pomocy, grozi areszt, ograniczenie wolności lub grzywna do 1,5 tys. złotych.

Dodaj komentarz