Na mieszkankę Lubina rzucił się pies sąsiada. Beata Pawłowicz została dotkliwie pogryziona w twarz. Założono jej ponad 50 szwów. Pies, którego zresztą kobieta bardzo dobrze znała, decyzją powiatowego lekarza weterynarii został przy właścicielu.
Do nieszczęśliwego wypadku doszło w minioną sobotę przy ulicy Skłodowskiej w Lubinie, gdy pani Beata wchodziła na klatkę schodową budynku, w którym mieszka. Kobieta psa znała, codziennie widywała, a nawet nieraz głaskała, nie spodziewała się więc ataku. Tym bardziej, że amstaf był trzymany na smyczy przez właściciela.
– On wchodził i w tym momencie na mnie skoczył, więc nie miałam szans, by się odsunąć, zasłonić ręką… – relacjonuje lubinianka.
Pani Beata trafiła do szpitala RCZ przy ulicy Bema w Lubinie. Rany twarzy są rozległe, brakowało jedynie pięć milimetrów, by straciła oko. Policjanci przesłuchali wszystkich świadków, poszkodowaną i właściciela psa. Na miejsce wezwano także weterynarza.
– Zwierzę to zostało poddane badaniom przez powiatowego inspektora weterynarii. Lekarz wydał zaświadczenie, iż pies nie wymaga obserwacji, jest szczepiony. Policjanci czekają na opinię biegłego w zakresie obrażeń pokrzywdzonej – mówi aspirant sztabowy Sylwia Serafin, oficer prasowy z lubińskiej policji.
Właścicielowi psa prokuratura może przedstawić zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Przestępstwo to jest zagrożone karą grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności na rok.
– Rasa ta nie jest ujęta w rozporządzeniu ministra spraw wewnętrznych i administracji jako agresywna – dodaje aspirant sztabowy Serafin.
Pani Beata ma żal do właściciela psa, że nawet nie przeprosił czy nie zapytał o zdrowie. Kobieta dostała już wypis ze szpitala. Boi się jednak wrócić do domu, ponieważ mieszka w tej samej klatce, a właściciel nadal chodzi z psem na spacery, jakby nic się nie stało.
– Ja też mam psa, nie wiem jak zareaguję na jego widok – mówi, nie kryjąc łez.
Lubiniankę czeka długotrwałe leczenie, prawdopodobnie będzie potrzebnych kilka operacji plastycznych. Jak mówi, teraz najbardziej potrzebuje spokoju.
W lipcu minie rok, od kiedy do ministra spraw wewnętrznych i administracji wpłynęła petycja w sprawie wpisania amstaffów na listę ras niebezpiecznych. Powodem są bardzo częste ataki tych psów na ludzi w całej Polsce, w tym także dzieci. Autor w piśmie podkreśla, że amstaff w prawie wszystkich krajach europejskich uważany jest za groźną rasę. Przykładowo przewiezienie go przez granicę do Wielkiej Brytanii czy Niemiec jest zakazane. Niektóre kraje, jak np. Norwegia czy Dania, wprowadziły całkowity zakaz posiadania takiej rasy.
Materiał TV Regionalnej: