Rok temu w nocy z 19 na 20 marca w Zakładach Górniczych „Rudna”, po serii niezwykle silnych wstrząsów, na głębokości blisko kilometra pod ziemią uwięzionych zostało 19 górników. Akcja ratownicza trwała ponad siedem godzin. Przez cały czas z uwięzionymi nie było kontaktu. – Nie wiedzieliśmy, czy szukamy żywych, czy martwych – mówili po wszystkim ratownicy.
Późnym wieczorem 19 marca 2013 roku mieszkańcy Zagłębia Miedziowego odczuli bardzo silny wstrząs. Ze wstępnych informacji wiadomo było, że doszło do niego w kopalni Rudna, a pod ziemią uwięzieni zostali górnicy. Około godziny 1.00 w nocy pojawiły się pierwsze konkretne ustalenia.
– Wiemy, że o godzinie 22:09 w ZG „Rudna”, szyb Rudna Główna, odział G-3, 1000 metrów pod ziemią doszło do bardzo silnego wstrząsu górotworu. Miał on siłę 5 stopni w skali Richtera, była to więc tzw. górnicza ósemka. W rejonie tego zdarzenia pracowało 42 górników. Ponad połowa z nich zdążyła się wycofać bez szwanku. Prawda jest jednak taka, że nie mamy łączności i kontaktu z 19 górnikami – mówił Dariusz Wyborski, rzecznik prasowy KGHM.
W akcji ratowniczej brało udział pięć zastępów ratowników, reszta przez cały czas była w pogotowiu. Noc z 19 na 20 marca była najdłuższą w życiu między innymi rodzin uwięzionych pod ziemią górników. Po kilku godzinach intensywnych działań, około godziny 4:30 nad ranem, pojawiło się światełko w tunelu.
– Ratownicy dostrzegli szczelinę w zasypanym chodniku, uznali, że przy ręcznym wybieraniu urobku i odrobinie szczęścia będzie mógł się tamtędy przecisnąć człowiek i zobaczyć, czy po drugiej stronie jest wolna przestrzeń, w której mogą znajdować się uwięzieni pracownicy. Wzrosły więc szanse na odnalezienie uwięzionych górników – informował Dariusz Wyborski
Drążenie szczeliny okazało się strzałem w dziesiątkę. O godzinie 5:10 rano ratownicy odnaleźli pierwszych uwięzionych.
– Dziesięć minut po tym, jak ratownicy przecisnęli się przez szczelinę otrzymaliśmy meldunek „mamy 15 poszkodowanych”, po kwadransie odnalazło się pozostałych czterech. Wtedy czekaliśmy już tylko na informacje od ratowników, którzy przecisnęli się przez szczelinę, czy górnicy idą na wyprostowanych nogach. Na uratowanych pracowników oczekiwały służby medyczne. Większość wyszła przez szczelinę o własnych siłach – mówił Wyborski około godziny 6:30, gdy wszyscy górnicy byli już na powierzchni.
Po akcji przyszedł czas na podsumowania i wnioski. W ekstremalnie trudnej sytuacji byli nie tylko uwięzieni górnicy, ale również ratownicy, którzy podczas siedmiogodzinnej walki o ludzkie życie ani na chwilę nie mogli zwątpić i musieli zachować zimną krew, co nie było łatwe.
– Po zjechaniu na dół i zobaczeniu skutków tego wstrząsu, wydawało się, że stało się najgorsze, co może się stać na dole. Przychodziły do głowy takie myśli, że nie szukamy żywych… ale jak to przywykliśmy mówić – nadzieja umiera ostatnia, dlatego szliśmy tak kawałek po kawałku, odkopując skały i próbując przebić się przez szczelinę z nadzieją, że ich uratujemy. Widok ich wszystkich żywych to była dla nas największa nagroda i radość – opowiadał Mariusz Rosik z Jednostki Ratownictwa Górniczo- Hutniczego.
Rok temu tą sprawą żyła cała Polska. Do Polkowic przyjechał między innymi ówczesny Minister Skarbu Państwa, Mikołaj Budzanowski.
– Cała Polska śledziła wczoraj losy pracowników kopalni i wszyscy trzymali kciuki, by ratownikom wszystko się udało. No i akcja przebiegła profesjonalnie, dlatego właśnie ratownikom należą się szczególne słowa uznania i podziękowania – mówił minister Budzanowski.
W sprawie wydarzeń sprzed rok śledztwo prowadziła lubińska prokuratura. Pod koniec lutego tego roku prokurator uznał, że do wstrząsu nie doszło na skutek naruszenia przepisów i zasad techniki górniczej przez osoby odpowiedzialne za przestrzeganie w kopalni przepisów bhp. Jego powodem było natomiast dynamiczne i nietypowe, z uwagi na swoją siłę i zasięg, uaktywnienie się uskoku Rudnej Głównej. Tąpnięcie miało charakter samoistny i przy obecnym stanie wiedzy nie było możliwe do przewidzenia, pomimo prowadzonych pomiarów i obserwacji górotworu.
DRM/FOT. ARCHIWUM