Ta historia przez ponad ćwierć wieku pozostawała jedną z największych zagadek kryminalnych nadkaczawskiego miasta. Dziś wiele wskazuje na to, że poznamy jej koniec. Do miejscowej policji zgłosiła się bowiem 27-letnia kobieta z Ameryki, która twierdzi, że jest zaginioną jako dziecko Moniką Bielawską.
Najbliżsi po raz ostatni widzieli półtoraroczną wówczas Monikę w 1994 r. Na kilka chwil została pod opieką ojca na chodniku przed apteką, gdy babcia płaciła za lekarstwa. Kiedy kobieta wyszła na zewnątrz, nie było tam już ani jej zięcia ani półtorarocznej wnuczki.
Mężczyznę zatrzymano 4 lata później w Austrii. Śledztwo nigdy nie wyjaśniło, co naprawdę stało się z dziewczynką. Jej ojciec zeznawał najpierw, że sprzedał ją bezdzietnej parze mieszkającej we Wiedniu, a później – że zakopał ją w lesie. Został skazany na 15 lat więzienia. Matka i babcia zaginionej Moniki Bielawskiej nie przestały wierzyć, że jeszcze kiedyś ją ujrzą.
Przez ponad ćwierć wieku wydawało się, że to wyłącznie płonne nadzieje. Do czasu, gdy do legnickiej policji dotarła wiadomość o 27-letniej Amerykance, która niedawno dowiedziała się, że jako małe dziecko została adoptowana. Postanowiła poznać swoje korzenie, a trop poprowadził ją właśnie do nadkaczawskiego miasta.
27-latka połączyła fakty i doszła do wniosku, że jest zaginioną przed laty legniczanką. Za pośrednictwem Interpolu poprosiła o pomoc lokalną policję. Ta zapowiada dziś, że w ciągu kilku tygodni od rodziny Moniki Bielawskiej zostanie pobrany materiał do badań genetycznych. To wtedy dowiemy się, czy historia, którą odtworzyła 27-letnia Amerykanka jest rzeczywiście prawdziwa.
Więcej w materiale wideo TV Regionalna.pl:
Poniosło redaktora… Trzeba najpierw poczekać na wyniki badań genetycznych.