– Jesteśmy w wyjątkowym czasie, kiedy powinien nami kierować zdrowy rozsądek, a nie upór i buta – tymi słowami Leszek Hajdacki szef Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego na ZG Rudna zwraca się do zarządu KGHM, apelując o tymczasowe wstrzymanie obowiązkowych badań na trzeźwość wśród górników.
– Zamknięto szkoły, kina i muzea, nakazuje się ludziom pozostać w domu, a tymczasem władze KGHM jakby nigdy nic, narażają tysiące ludzi na zarażenie koronawirusem poprzez dmuchanie do jednego urządzenia – denerwuje się Hajdacki.
O sprawie pisaliśmy już kilka razy. Jako pierwsi temat poruszyli związkowcy, tzw. dołowi. Wystosowali do zarządu pismo, w którym apelowali o tymczasowe zaprzestanie badania na trzeźwość. Zarząd był jednak nieugięty. Wtedy wskazywał jednak, że koronawirusa wciąż nie ma w Polsce, więc nie ma co panikować. A pijani górnicy pojawiają się w pracy niemal codziennie, więc bezpieczeństwo w tym zakresie jest ważniejsze.
Dziś potwierdzonych przypadków koronawirusa z każdym dniem przybywa. Zarówno w Polsce, jak i na Dolnym Śląsku. Zarażonych jest już 47 osób, w tym siedem w naszym województwie. Czy to nadal nie przekonuje władz KGHM. Dwa dni temu otrzymaliśmy maila z biura prasowego spółki, w którym ta informuje jakie procedury powzięła, by dbać o bezpieczeństwo załogi w czasie pandemii. Wstrzymano służbowe delegacje, uruchomiono specjalną infolinię, zwiększono środki na terenie zakładów, umożliwiono pracownikom pracę zdalną… Badań na trzeźwość jednak nie zawieszono, dołożono jedynie wysięgnik, by zwiększyć odległość pomiędzy pracownikiem, który trzyma urządzenie, a tym, który dmucha. – Takie decyzje władz KGHM nie odpowiadają powadze sytuacji – podkreśla Leszek Hajdacki.
Jak wygląda takie badanie? – Przede wszystkim odbywa się w bardzo małej przestrzeni. Najgorzej jest rano, kiedy zmieniają się zmiany zmian. Około 6 rano na Rudnej są pracownicy ZG Rudna, Zakładów Wzbogacania Rud, firm zewnętrznych. Na bramie w ciągu 20 minut w dwa alkomaty dmucha ponad 230 osób, co oznacza, że badanie wykonywane jest co kilka sekund. Jak mamy się nie zarazić, jak mamy być spokojni? – pyta związkowiec.
Zdaniem Hajdackiego, zarządem w tym momencie kieruje zwykła buta. – Ktoś się uparł i koniec. Czy nasze pismo coś da? Czy ktoś w końcu zareaguje? Od pism zdrowy rozsądek im nie wróci, liczę, że sami się w końcu opamiętają – mówi wprost Hajdacki.
Związkowiec nawiązuje też do pracy zdalnej, na jaką wyraża zgodę KGHM. W komunikacie spółka podaje, że mogą się na nią zdecydować osoby po 65. roku życia. – To ja się pytam, jak górnicy mogą wykonywać swoją pracę zdalnie? Nie mamy takiej możliwości, więc prosimy o inne zabezpieczenia: wstrzymanie badań, maseczki ochronne z wkładem węglowym na czas wjazdu i wyjazdu, a także zwiększenie częstotliwości tych zjazdów i wyjazdów, aby w klatkach jednocześnie nie przebywało po 50-70 osób, jak dotąd – wylicza Hajdacki. I dodaje: Pracę zdalną to wykonują tylko biura, cała centrala pracuje teraz zdalnie, tylko o naszym bezpieczeństwie zapomnieli.
Co na to KGHM? Dziś rano próbowaliśmy skontaktować się telefonicznie z Lidią Marcinkowską-Bartkowiak, dyrektorem naczelnym do spraw komunikacji. Odebrał jej asystent, który poinformował, że przekaże jaki jest temat rozmowy i pani dyrektor z pewnością się z nami skontaktuje. Wciąż czekamy.
Otrzymaliśmy za to komunikat, w którym KGHM informuje, jak wiele działań podjął w trosce o zdrowie mieszkańców, właśnie w związku z zagrożeniem koronawirusem. Znów mówi się o wstrzymaniu delegacji służbowych, o możliwości pracy zdalnej, ponadto spółka zakupiła 5 tysięcy maseczek ochronnych, które przekazała do dyspozycji wojewody i oddała do dyspozycji głogowskiego starostwa budynek, który może być wykorzystany na czas kwarantanny. Dodatkowo – jak czytamy w komunikacie – jednak ze spółek ma możliwość sprawdzania na swoich maszynach testów na obecność koronawirusa.
A co z badaniem górników? O tym ani słowa. Jeden z pracowników sam zadzwonił do naszej redakcji. Jak mówi, załoga zwyczajnie boi się o swoje zdrowie. – Ogromna kolejka, tłumy ludzi, jeden z drugim pluje w tą samą dyszę – relacjonuje mężczyzna. – Zabroniono nam witać się dłońmi, mamy to robić rękami. Szkoda, że o tym się pamięta, a o podstawowych kwestiach higieny już nie. Nikt nie dba o nasze zdrowie, mają nas za bandę pijaków i tyle – ucina na koniec pracownik KGHM.
Hajdacki też ma w tej materii wiele do powiedzenia. – No uparli się, że górnicy piją i koniec. Niech ktoś z szanownego zarządu zjedzie pod ziemię i zobaczy, jak to naprawdę wygląda. Ja nie mówię, że nie zdarzają się takie przypadki, wszędzie się zdarzają, bo jesteśmy tylko ludźmi. Ale sztygar zna swoją załogę i potrafi rozpoznać czy ktoś wypił. To widać po człowieku, alkohol też czuć. Zresztą ludzie są świadomi, nikt nie chce dziś pracować z pijakami. Potrafimy ich sami wyeliminować z naszego zespołu, stąd raz jeszcze ponawiamy apel o wstrzymanie badań na obecność alkoholu. Chociaż na czas największego zagrożenia – kończy Leszek Hajdacki.
AKTUALIZACJA. Po publikacji naszego tekstu, skontaktowała się z nami Lidia Marcinkowska-Bartkowiak, dyrektor naczelnym do spraw komunikacji w KGHM. Poniżej jej komentarz w tej sprawie:
Nasze stanowisko w tej sprawie pozostaje bez zmian – musimy przeprowadzać obowiązkowe badania na trzeźwość wśród załogi. Nie ma podstaw do jego przerwania, ponieważ podczas badań nadal zatrzymujemy osoby pod wpływem alkoholu. Tylko w ubiegłym tygodniu zatrzymaliśmy 13 takich pracowników na różnych szybach. Jedna osoba pod wpływem alkoholu, to śmiertelne zagrożenie dla pozostałych pracowników, a 13 tylko to potęguje.
W sprawie sposobu przeprowadzenia badania trzeźwości skonsultowaliśmy się z profesorem Andrzejem Horbanem, konsultantem krajowym w dziedzinie chorób zakaźnych. Otrzymaliśmy wytyczne jak przeprowadzać badanie i jak chronić osobę badającą. Podkreślam badającą, bo zdaniem profesora, nie ma tu zagrożenia dla badanego.
Analizowaliśmy też opcję badania pracowników poprzez urządzenie w wymiennymi ustnikami, ale uważamy, że to gorsze rozwiązanie. Ustniki co prawda są wymienne, ale urządzenie pozostaje to samo, zresztą trzeba wziąć je do ust, więc wtedy rzeczywiście pojawia się zagrożenie. Takie badanie trwałoby też znacznie dłużej, a pracownicy sami zwracali uwagę, że nie chcą stać zbyt długo w dużej grupie.
Reasumując, rozumiemy panikę pracowników, jednak my jako pracodawca, musimy ważyć co jest ważniejsze dla dobra ogółu. Nadal stoimy na stanowisku, że większym niebezpieczeństwem jest to, że ludzie piją i chcą w tym stanie zjechać pod ziemię ze swoimi kolegami, stwarzając dla nich ogromne zagrożenie.