W tym roku zima nie napsuła krwi legnickim kierowcom, ale ci i tak rekordowo często wzywali strażników miejskich do pomocy w uruchomieniu auta. Od początku stycznia do końca kwietnia patrole aż 140 razy zabrały na interwencję przenośny akumulator. Zmotoryzowani legniczanie nie dbają o swoje auta, ale to nie zraża halabardników.
Legnicka straż miejska przyzwyczaiła mieszkańców, że mogą na nią liczyć, gdy akumulator odmówi posłuszeństwa. Funkcjonariusze po raz pierwszy podjęli taką interwencję ponad cztery lata temu i z miesiąca na miesiąc przybywało im pracy. Rekordowy pod tym względem będzie z pewnością rok 2017. Do końca kwietnia dyżurny odbierał w tej sprawie średnio ponad jeden telefon dziennie, choć zima nie była przecież mroźna.
– W całym 2016 roku mieliśmy 313 odpaleń, z czego prawie 180 w sezonie zimowym, od października do grudnia. Tymczasem od stycznia br. interwencji było już 140 – wylicza st. insp. Jacek Śmigielski. – Mieszkańcy przyzwyczaili się do tego, że po zimie nie chowamy przenośnego akumulatora do szafy. Zdarza nam się interweniować nawet w środku lata. Ludzie rzadko kiedy porządnie dbają o swoje auto – komentuje.
Realizując „Akcję akumulator” legniccy strażnicy korzystają dziś z przenośnego urządzenia rozruchowego, które komenda kupiła pod koniec 2014 r. Pomagają zmotoryzowanym mieszkańcom, jednak zawsze żądają przedtem okazania aktualnych dokumentów. Sprawdzają też czy kierowca nie złamał przepisów, np. parkując w zabronionym miejscu.