KGHM przyznaje: maseczki nie spełniają norm

To już pewne – maski z Chin, które przyleciały do Polski największym samolotem świata, nie spełniają norm bezpieczeństwa. Jak podaje Onet, potwierdzają to badania przeprowadzone na zlecenie Ministerstwa Zdrowia. W oficjalnym komunikacie przyznaje się do tego KGHM, który wraz z Lotosem miał zapłacić za maski chroniące Polaków przed koronawirusem. Co ciekawe, transport wcale nie został wstrzymany i chińskie podróbki nadal dostarczane są do naszego kraju. Ale już po cichu i dużo mniejszymi samolotami.

Fot. KGHM

Onet.pl podaje, że maski z Chin przeszły testy w Centralnym Instytucie Ochrony Pracy i okazało się, że nie spełniają norm FFP, określających stopień filtrowania zanieczyszczeń. Michał Kuczmierowski, szef Agencji Rezerw Materiałowych, gdzie trafiły maski, nim rozdzielono je do szpitali, przyznał w rozmowie z Onetem, że Agencja dostała z resortu zdrowia informacje, że maski nie nadają się do stosowania w kontaktach z zakażonymi koronawirusem. Jego zdaniem można je traktować jako maski chirurgiczne – czyli jako produkt niższej jakości.

„Gazeta Wyborcza” podejrzewała to już od początku, kiedy tylko największy samolot świata Antonow AN-225 Mrija przywiózł je do Polski. Dziennikarze ustalili bowiem, że certyfikaty sprowadzonego sprzętu są podrobione i wydała je firma, która nie ma nic wspólnego ze sprzętem medycznym. KGHM odpierał zarzuty i groził gazecie sądem. Dziś stanowisko miedziowego koncernu, który na zakup tego sprzętu miał wydać 15 mln dolarów, jest już nieco inne:

„Spółka KGHM Polska Miedź S.A. informuje, że uzyskała raport z badania, które wskazuje na niedostateczną jakość partii masek sprowadzonych przez Spółkę. Niezwłocznie zawiadomiliśmy odbiorcę. Jednocześnie zwróciliśmy się do dostawcy z oczekiwaniem wyjaśnienia i podjęcia jak najszybszych kroków w celu prawidłowej realizacji zamówienia. Maski, zgodnie z oceną Centralnego Instytutu Ochrony Pracy – Państwowego Instytutu Badawczego, nie spełniają norm, które zostały zadeklarowane przez producentów. ”

– czytamy w komunikacie KGHM. Taki sam wpis zamieściła na Twitterze Lidia Marcinkowska-Bartkowiak, dyrektor naczelny do spraw komunikacji w Polskiej Miedzi.

Co KGHM może teraz zrobić z felernym sprzętem? Zdaniem Onetu niewiele.

„Według naszych informacji, KGHM jest w kropce. Odesłanie masek nie wchodzi w grę – to zbyt drogie. Sam transport antonowem, za który zapłacił rząd, kosztował ok. 1,6 mln dolarów. W dodatku okazuje się, że koncern kupował maski przez pośrednika – polską spółkę Quantron SA. Teraz trwają analizy, jak wybrnąć z tej sytuacji i kto ma zapłacić za wpadkę z maskami. Pod uwagę branych jest kilka możliwości, w tym żądanie wymiany sprzętu lub zwrotu pieniędzy od dostawcy”

– czytamy na onet.pl

„Gazeta Wyborcza” ujawnia też, że zakup masek nakazał miedziowej spółce sam premier Mateusz Morawiecki. Dosłownie nakazał, ponieważ od razu zaznaczył, że odmowa nie wchodzi w grę.

„Zdobyliśmy dokumenty świadczące o tym, że miedziowy kombinat działał na pilne zlecenie rządu. Polecenie zakupu wydał 2 kwietnia szefom KGHM osobiście premier Morawiecki. Tego dnia na biurko prezesa firmy Marcina Chludzińskiego trafiło pismo: „Polecam KGHM Polska Miedź SA (…) zakup produktów leczniczych i wyrobów medycznych oraz surowców, składników, materiałów i półproduktów służących do wytwarzania produktów leczniczych i wyrobów medycznych, które mogą być wykorzystane w związku z przeciwdziałaniem COVID-19”.Szef rządu zastrzegł, że od tego polecenia nie przysługuje odwołanie. Tłumaczył też, że poniesione w Chinach koszty zostaną KGHM zrefundowane z budżetu państwa: „Finansowanie realizacji polecenia nastąpi ze środków Funduszu Przeciwdziałania COVID-19 (…) na podstawie umowy zawartej przez Szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z KGHM Polska Miedź SA”–

podaje dziennik, którego zdaniem umowa początkowo miała być zawarta pomiędzy KGHM a wojewodą dolnośląskim Jarosławem Obremskim z PiS, ale ten wykręcił się z projektu.

Co ciekawe, kolejne samoloty ze sprzętem Chin – już dużo mniejsze i bez wielkiej fety – nadal lądują w Polsce . Jednak nikt się do niego nie przyznaje… W miniony poniedziałek kolejny wylądował we Wrocławiu. Zdaniem „Gazety” pakunki, podobnie jak wcześniejsze dostawy, oklejone są logo spółek KGHM i Lotos. I tutaj najciekawsze – dyrektor Marcinkowska-Bartkowiak zapewnia w mediach, że to nie jest sprzęt kupiony przez Polską Miedź, a Lotos – powołując się na ustawę o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych informuje, że… do pytań ustosunkuje się po zniesieniu stanu epidemii i zagrożenia epidemicznego.

Dodaj komentarz