Słyszeliśmy kilka wersji dotyczących zmiany nazwy klubu z Górnika na Zagłębie Lubin. Jedna z nich opowiada, że na klubowym posiedzeniu Stefan Kieć i Jan Pawlak zaproponowali taką nazwę. Inna, że Ryszard Sydor był inicjatorem tego projektu i brał udział w finalnym etapie tej inicjatywy. Jest również historia, która nieco łączy wątki, ale także je nieco rozszerza. Przedstawił nam ją Edward Szurlej.
Urodził się w 1940 roku w powiecie stryjskim (obecna Ukraina), gdzie swoje mecze w lidze okręgowej lwowskiego OZPN rozgrywała pamiętna drużyna Pogoni Stryj. Edward Szurlej, bo o nim mowa, musiał bardzo szybko opuścić rodzinne strony, gdy wybuchła II wojna światowa. W Stryju pochował swojego ojca, a jego matka z piątką dzieci przyjechała do Krakowa w 1945 roku.
– Zamieszkaliśmy w Pieskowej Skale, w zamku Władysława Łokietka koło Ojcowa. Tam był taki punkt zbiorowy ludzi, którzy przyjechali z Ukrainy do Polski. Po roku czasu, bo mama pracowała tam w takim domu dziecka, gdzie było łącznie pięćset osób, wyjechaliśmy do Czerniejewa koło Gniezna do Pałacu hrabiego Skórzewskiego. Był szwagrem Mościckiego. Ten pałac stoi do dziś. Tam, byłem w domu dziecka do 1952 roku. Wyjechaliśmy później do rodziny mojej mamy, która się osiedliła po wojnie w Besku w powiecie sanockim. Po ukończeniu szkoły podstawowej pojechałem do Zabrza – wspomina Edward Szurlej.
W Zabrzu przyszły działacz Zagłębia, podjął pracę w Szkole Zawodowej na wydziale monter konstrukcji stalowych, a praktykę odbywał w Hucie Zabrze.
– Robiliśmy przęsła mostowe i uczyliśmy się rysunków, ciąć metal, spawać i tak dalej. Pracę podjąłem w Mostostalu Zabrze. Przeszliśmy duży odcinek czasu i pracy na Śląsku. W 1958 roku wysłano nas do Karpacza na montaż słupów do wyciągu krzesełkowego na Małą Kopę. Byłem wtedy czeladnikiem. Postawiliśmy wszystkie słupy w kształcie litery T. W 1960 roku byłem w czynnej służbie wojskowej w Opolu w 2. Pułku na Niemodlińskiej, a po wyjściu z wojska przyjechałem do Lubina i zacząłem pracę w PeBeKa – komentuje działacz Zagłębia Lubin.
Tam głębił szyby, na początku jako ślusarz, a później sztygar. Następnie został kierownikiem, zarządzającym grupą czterdziestu osób. Montowali wszystkie urządzenia po kilka kilometrów na kopalni Polkowice czy Rudna, a następnie Lubin. Edward Szurlej uruchomił basen SOWI przy lotnisku. W 1965 zajął się sportem, w tym piłką nożną.
– Dowiedzieliśmy się, że jest taki klub jak Górnik Lubin, a prowadzi go pan Stężowski w KGHM, sam. Pobraliśmy wszystkie dokumenty i biuro klubu zrobiliśmy w PeBeKa. W tym budynku obecnie jest przychodnia. Tam mieszkali też piłkarze. Nie było pieniędzy i zaczęliśmy szukać. Prezesem został dyrektor Grodzicki i po rozmowie, samolotem polecieliśmy do Warszawy. PeBeKa miała samolot, tak zwany Gawron. W Warszawie, rozpoczęliśmy rozmowę z Adamskim, który był przewodniczącym wydziału sportu centralnej rady związków zawodowych w Warszawie. On nas naprowadził, aby po Sosnowcu zmienić nazwę z Górnika na Zagłębie – komentuje Szurlej.
Zapytany o wersję zmiany nazwy ze Stefanem Kieciem i Janem Pawlakiem w roli głównej, Edward Szurlej przyznał, że była to wielka wspólna inicjatywa wszystkich działających wtedy na rzecz klubu osób, również wspomnianych wyżej dwóch sportowców. Po wizycie w Warszawie, przedstawiciele lubińskiej drużyny udali się do Sosnowca.
– Pan Adamski skontaktował nas z Franciszkiem Wszołkiem, który był prezesem Zagłębia Sosnowiec. Zobaczyliśmy jak to wszystko wygląda, ale w Lubinie nie mieliśmy pieniędzy, a zaczęliśmy budowę ZG Lubin. Górnicy się opodatkowali na klub. Robiliśmy spartakiady z przedsiębiorstwami mieszczącymi się dookoła Lubina i w Lubinie, jak Wrocławskie Przedsiębiorstwo Budowy Kopalń w Turoszowie oddział Lubin. Sprzęt ze spartakiady był przekazywany do klubu. To były buty, dresy czy piłki – mówi Edward Szurlej.
Szurlej: Sprzęt ze spartakiady był przekazywany do klubuJak wspomina działacz, w późniejszym czasie Zagłębie Sosnowiec zaproponowało mecz towarzyski, który miał się odbyć w Lubinie na obiekcie przy ul. Odrodzenia.
– Przyjechał prezes, a zarazem minister górnictwa Franciszek Wszołek, dyrektor Tadeusz Zastawnik i pan Włodzimierz Grodzicki z całym zarządem. Zagłębie Sosnowiec również przekazało nam sprzęt. Trzydzieści kompletów piłek czy dresów. Wynik meczu do remis po jeden, a po nim wspólna kolacja. Tak to się zaczęło. Później zaczęliśmy szukać piłkarzy. Zaczęliśmy na Śląsku. Z Rudy Śląskiej ściągnęli Rudolfa Koniecznego, Roberta Pyzika (w Lubinie grał trzy miesiące, później zrezygnował, przyp. red.). W późniejszym czasie ściągnęliśmy Stanisława Flądro, Edka Kiciora, obu z Wałbrzycha – komentuje Edward Szurlej.
Z początkiem lat siedemdziesiątych klub został przekazany ZG Lubin. Jak wspomina Edward Szurlej, wszelką dokumentację przejął ówczesny dyrektor zakładu – Włodzimierz Mięsowicz. Od tego momentu nasz bohater zajął się wyłącznie sprawami górnictwa. Skończyła się też sportowa przygoda. Edward Szurlej za swoje zasługi na rzecz sportu został wyróżniony honorową odznaką przez zarząd Wojewódzki Dolnośląskiego Towarzystwa Krzewienia Kultury Fizycznej.
Z byłym działaczem Zagłębia Lubin rozmawiał Mariusz Babicz
Fot. Materiały Edwarda Szurleja