Zdrajcy, gender i inspirator, czyli jak zarobić na wyborach

Czy ktokolwiek jest w stanie realnie zagrozić reelekcji Andrzeja Dudy? Czy do wyłonienia zwycięzcy konieczna będzie druga tura wyborów? Jakie poparcie uzyskają poszczególni kandydaci? Czy podczas najbliższej debaty ktoś nazwie Unię Europejską eurokołchozem albo ile razy padnie słowo „zdrajcy”? To tylko niektóre z zakładów, jakie przygotowali bukmacherzy w związku z nadchodzącymi wyborami prezydenckimi.

Choć wydaje się to mało realne, to jednak zgodnie z obowiązującym prawem za pięć dni, czyli w najbliższą niedzielę, powinny odbyć się wybory prezydenckie. I to w tradycyjnej formie, gdzie, żeby zagłosować, będziemy musieli udać się do lokalu wyborczego. Zdaniem wielu politycznych komentatorów najbardziej prawdopodobne daty wyborów to 17 lub 24 maja. Wszystko powinno się wyjaśnić w ciągu najbliższych dni, kiedy do Sejmu wróci ustawa dotycząca głosowania korespondencyjnego.

Według ostatniego badania Ipsosu przygotowanego na zlecenie OKO.press na obecną głowę państwa zagłosowałoby aż 63 procent wyborców, pod warunkiem, że wybory odbędą się w maju. Prawie sześciokrotnie mniejszym poparciem cieszy się jego najgroźniejszy konkurent, którym teraz jest Szymon Hołownia (11 proc.). Tak wysokiej różnicy pomiędzy kandydatami nie było jeszcze w demokratycznych wyborach III RP.

Na polityce, tak jak praktycznie na wszystkim można zarobić, ale też stracić. Wobec ubogiej oferty sportowej (co ma związek epidemią koronawirusa i wstrzymaniem większości popularnych rozgrywek na świecie) osoby z żyłką hazardzisty mogą zaryzykować swoje pieniądze w zakładach na nadchodzące wybory prezydenckie.

Na wygranej Andrzeja Dudy zbytnio się nie wzbogacimy. Kursy na faworyta oscylują w okolicach 1,1, czyli za każde postawione 100 zł zyskamy średnio 10 zł. W praktyce jednak zawarcie takiego zakładu pojedynczego jest zupełnie nieopłacalne albo wręcz niemożliwe, ponieważ odliczając 12-procentowy podatek od wygranej wyjdziemy na zero albo nawet możemy być na minusie. Chyba, że skorzystamy z oferty zagranicznych firm, gdzie gra się bez podatku. Choć akurat w jednej z nich wystawiono najniższy możliwy kurs 1,01.

Co innego, jeśli trafnie wytypujemy, że nową głową państwa zostanie którykolwiek z pozostałych kandydatów. Tu rozbieżności kursowe są już dużo większe. Przykładowo na zwycięstwie Małgorzaty Kidawy-Błońskiej postawioną stawkę pomnożymy od 5 do nawet 20 razy. W przypadku Szymona Hołowni kursy kształtują się od 11 do 30, a Władysława Kosiniaka-Kamysza od 7,5 do ponad 13. Niewielkie szanse według bukmacherów mają też Robert Biedroń (kursy wahają się od 35 do 50) czy Krzysztof Bosak (od 47 do 65). Najmniej prawdopodobne jest zwycięstwo Marka Jakubiaka, Piotra Tanajno, Mirosława Piotrowskiego czy Stanisława Żółtka. Stawiając na pierwszego z wymienionych możemy powiększyć nasz budżet tysiąckrotnie, a w przypadku trzech ostatnich nawet 5 tys. razy. W ofercie są też m.in. zakłady, który z pary kandydatów uzyska więcej głosów czy jaki wynik osiągnie dany kandydat.

Pracownicy dwóch firm popuścili nieco wodze wyobraźni, szykując zakłady dotyczące środowej debaty prezydenckiej, którą zaplanowano na godz. 20.20 w TVP1. I tak, jedno z zadanych pytań brzmi: Czy słowo „gender” padnie z ust Andrzeja Dudy co najmniej trzy razy? Inne: Czy słowo „zdrajcy” padnie co najmniej pięć razy?

.

Dodaj komentarz