„Urbexowcy” włamali się do pałacu w Dalkowie

Od kilkudziesięciu lat właściciele dbają o to, aby zrewitalizować teren wokół pałacu i zabezpieczyć sam obiekt w Dalkowie. Ostatnio jednak padli ofiarą bezmyślnego włamania do budynku. Zatrzymani na gorącym uczynku mężczyźni stwierdzili, że nie zrobili nic złego, bo po prostu uprawiają urbex.

Pod koniec XX wieku zespół pałacowo-parkowy w Dalkowie trafił w ręce Józefa Płocha. Od tamtej pory jego rodzina dba o rewitalizację zabytkowego parku i stara się o środki na remont pałacu. Od 2017 roku działa też specjalna fundacja, dzięki której wspomniane miejsce nie tylko staje się coraz piękniejsze, ale też tętni życiem. – Organizujemy wycieczki dla szkół, seniorów, grup osób z niepełnosprawnościami. Rozszerzamy cały czas ofertę. Oferta fundacji polega na działaniach związanych z Hortiterapią, czyli terapia ogrodami. – mówi Anna Gomułka z fundacji na rzecz rodziny i rewitalizacji polskiej wsi w Dalkowie.

Niedawno udało się pozyskać środki na remont dachu pałacu, czym właściwie rozpoczęto częściową renowację samego obiektu. To nie jest łatwe, bo potrzeba na to sporo środków. – W pierwszych naborach, w których składaliśmy wniosek na remont w Dalkowie, niestety nam się nie udawał. W tym roku udało się, po raz pierwszy, pozyskać środki z ministerstwa kultury, dziedzictwa narodowego i sportu, i z urzędu marszałkowskiego województwa dolnośląskiego. – opowiada Anna Gomułka.

Właściciele zespołu pałacowo-parkowego w Dalkowie udostępnili w minioną niedzielę teren pod gminne dożynki. I wtedy właśnie padli ofiarą włamywaczy. – Był to już praktycznie finał dożynek – około północy. Dostalismy informacje że w pałacu ktoś chodzi, ponieważ było widać latarki. w związku z tym udaliśmy się natychmiast w to miejsce i udało nam się przyłapać na gorącym uczynku dwóch młodych ludzi, którzy wyłamali zabezpieczenie do pałacu i byli bardzo zdziwieni, że my ich odebraliśmy jako włamywaczy. – mówi Józef Plocha, właściciel zespołu pałacowo – parkowego w Dalkowie.

A to zdziwienie wynikało z tego, że młodzi mężczyźni stwierdzili, iż uprawiają urbex. To popularna ostatnio forma aktywności polegająca na eksplorowaniu opuszczonych, niedostępnych czy ukrytych budynków i miejsc. – Za każdym razem wiąże się to z dewastacją tego miejsca, czyli my znajdujemy później ślady włamania do pałacu. Tak jak miało to miejsce podczas dożynek – pałac za każdym razem, niestety, cierpi na tego typu eksploracjach. – tłumaczy Anna Gomułka.

Pani Anna cytowała nam różne wpisy z grup na portalach społecznościowych, które wskazywały na to, że pałac jej ojca jest idealnym miejscem do tego typu wypraw. A odwiedzanie takich  miejsc, szczególnie w trakcie remontu, jest skrajnie nieodpowiedzialne i niebezpieczne. – Opuszczone miejsce. ta grupa ma ponad 330 000 członków i w tej grupie administrator pisze tak : „Wiele osób nie spodziewa się jak niebezpieczne są opuszczone miejsca. Zły stan techniczny budynków, uszkodzone stropy, otwarte studnie – to tylko część zagrożeń czyhających, szczególnie na nieprzygotowanych eksploratorów.” I dalej ten pan pisze: „Doceńmy osoby, które podejmują ryzyko, pokazuje za darmo swoja pracę i ma szacunek do tych pięknych, historycznych miejscówek.”. Troszeczkę inaczej rozumiemy pokazywanie szacunku do pięknych miejsc. – dodaje członkini fundacji.

Osoby uprawiające urbex często zapominają, że każdy odwiedzany przez nich obiekt ma właściciela. Dlatego właśnie są uznawani za włamywaczy. Problem w  tym, że niektórzy odwrotny sposób myślenia mają wpajany od najmłodszych lat, o czym pani Anna przekonała się w trakcie oprowadzania jednej z wycieczek. – Wyjaśniliśmy się czym jest urbex, czy wolno wchodzić np. do naszego pałacu, czy nie, dlaczego nie i zakończyliśmy taka pogadankę z wnioskiem, że nie wolno. Idziemy dalej kawałek i jeden chłopiec, taki zbulwersowany tym, co powiedziałam, mówi że to nie prawda, że urbex jest niebezpieczny, bo on, zawsze jak chodzi cytując: „Z kumplami ojca, to oni są uzbrojeni w pały”. Ja się go pytam: „Ale po co? Po co wam te pały?”, mówi: „No jak byśmy spotkali, za przeproszeniem, jakiegoś bezdomnego” – relacjonuje Anna.

Tak zwani „urbexowcy” w minioną niedzielę mieli szczęście, że trafili na pana Józefa, bo ten zlitował się i zrezygnował ze zgłoszenia sprawy na policję. – Zaproponowałem w ramach rekompensaty, jednocześnie takiej edukacji w życie dorosłe żeby w ramach rekompensaty, posprzątali park po dożynkach, które odbywały się w tym miejscu. Panowie przystali na taka propozycję
– Czy to nasze rozwiązanie ze sprzątaniem parku było słusznym rozwiązaniem – tego nie wiemy. Na koniec, kiedy chłopaki już posprzątali tutaj park, mąż zapytał się ich, czy w takim razie już im się odechce urbexu, to odpowiedzieli, że nie, dlaczego? Teraz będziemy po prostu urbeksować w Lubinie. – dodaje Anna Gomułka.

Właściciele dalkowskiego pałacu mają jednak nadzieję, że tzw. urbexowcy pójdą po rozum do głowy i zaczną szanować cudzą własność.

Dodaj komentarz