Tragedia przy Sudeckiej: Jan F. wciąż czeka na wyrok

W Sądzie Okręgowym w Legnicy trwa proces Jana F. oskarżonego o spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu i, w rezultacie, śmierć Sławomira Nowiczonka. Mężczyzna odpowiada również za nakłanianie świadków do składania fałszywych zeznań. Nie przyznaje się do winy.

Przypomnijmy. W nocy 3 grudnia 2017 r. do legnickiego szpitala trafił mężczyzna. Został przewieziony na SOR z garaży przy ul. Sudeckiej – nieprzytomny, z zatrzymanym krążeniem. Jak się okazało, był to Sławomir Nowiczonek (33 l.) – górnik i honorowy dawca krwi, ojciec nowo narodzonego chłopca. Pomocy udzielali mu ratownicy medyczni, a później lekarze w szpitalu. Mimo to, zmarł kilkanaście godzin później.

Jak się okazało, mężczyzna mieszkał w pobliżu garaży przy Sudeckiej, gdzie feralnej nocy przebywał oskarżony Jan F. (27 l.) oraz jego znajomi. Między Nowiczonkiem, a towarzystwem F. miało dojść do awantury, podczas której oskarżony uderzył poszkodowanego. Nowiczonek miał zaatakować F., trzymając w dłoniach cegłówki. Osoby przesłuchane w tej sprawie zmieniały zeznania, przez co rekonstrukcja wydarzeń, do których doszło przy Sudeckiej jest utrudniona.

Na dzisiejszej rozprawie sąd przesłuchał kolejnych świadków w sprawie, m.in. lekarzy, kolegę zmarłego czy policjantów, którzy sporządzali notatki z przesłuchań świadków. Większość z nich nie pamiętała szczegółów – nie uczestniczyli w interwencji przy Sudeckiej, dlatego wskazali właśnie na treść służbowych notatek. Jeden z funkcjonariuszy przyznał, że uczestnicy zdarzenia zmieniali wersję wydarzeń, co zauważył przeglądając dokumentację przygotowaną przez jego kolegów.

– Z notatki funkcjonariusza, który był na interwencji wynikało, że poszkodowany przewrócił się sam i nie było udziału osób trzecich. Później ta wersja uległa zmianie – wyjaśnił, wracając do późniejszych relacji jednej z obecnych przy Sudeckiej osób, która stwierziła, że „Janek wyrwał mu cegłówki i uderzył go w twarz, chyba cegłówką. Potem nerwowo się przy nim poruszał. Nie wiem czy go kopał czy po nim skakał”.

Ostatnim przesłuchanym był lekarz, który w nocy 3 grudnia przyjął Sławomira Nowiczonka na oddział intensywnej terapii. Jak zeznał, pacjent był po urazie głowy doznanym w niejasnych okolicznościach oraz z zatrzymanym krążeniem. Reanimacja na miejscu trwała ok. 15 minut, później konieczna była kolejna resuscytacja, tuż przed przyjęciem na oddział. Jego stan był wtedy skrajnie ciężki.

– Zastosowano leczenie i diagnostykę, mimo tego stan pacjenta się nie poprawił. W tym samym dniu zmarł – relacjonował.

Proces będzie kontynuowany w kwietniu, gdy sąd przesłucha kolejnych świadków.

Dodaj komentarz