Strażnicy pomagali… aż rozładowali własny akumulator

Fot. Paweł Pawlucy
Fot. Paweł Pawlucy

Choć tegoroczna zima nie jest wyjątkowo mroźna, legniccy strażnicy miejscy wciąż odbierają telefony od kierowców, których samochody odmawiają posłuszeństwa. W styczniu zaledwie jednego dnia „odpalili” prawie 30 aut. Takiego tempa nie wytrzymał nawet ich przenośny akumulator.

„Akcję akumulator” miejscowi halabardnicy prowadzą już czwarty rok. Legniczanie przyzwyczaili się do tego i chętnie korzystają z pomocy, gdy ich samochód nie chce odpalić. Co ciekawe, nawet gdy temperatura nie spadnie poniżej zera.

– Pomagamy przez cały rok i przyznam, że zdarza nam się interweniować nawet w środku lata. Ludzie rzadko kiedy porządnie dbają o swoje auto – zdradza st. insp. Jacek Śmigielski. – Są też „stali klienci”, którzy wzywają nas po 7-8 razy do tego samego akumulatora. Radzimy wtedy zmienić go na nowy, ale i tak pomagamy. Nasze działania są bardzo pozytywnie odbierane, nie spotkaliśmy się jeszcze z agresją ze strony kierowcy. Nawet, gdy nie wszystko poszło po jego myśli – dodaje.

I rzeczywiście – jak przyznają strażnicy, nie każde wezwanie kończy się dobrze dla proszącego o pomoc kierowcy.

– Zawsze zanim pomożemy sprawdzamy czy wzywający nas człowiek ma przy sobie ważne dokumenty, czy samochód ma aktualne badania techniczne. Jeśli jest inaczej, zamiast odpalić akumulator, przekazujemy sprawę policji – mówi Śmigielski.

Choć wydaje się, że w tym roku zima nie spędza kierowcom snu z powiek, telefony w siedzibie SM wciąż dzwonią. Najgorzej było w styczniu.

– Jednego dnia, gdy chwyciły mrozy, musieliśmy odpalić prawie 30 samochodów. Doszło do tego, że nasze urządzenie rozruchowe się rozładowało i nie mogliśmy dalej pomagać, dopóki go nie naładowaliśmy – opowiada legnicki strażnik miejski.

Dodaj komentarz