Obawy samorządów sprzed kilku miesięcy się sprawdziły. Dodatkowe subwencje przekazane przez resort edukacji na podwyżki dla nauczycieli są zbyt niskie. Aby je w pełni sfinansować, wiele gmin i powiatów musi na ten cel wydawać środki z własnych budżetów. Problem ten dotyka również Lubina i powiatu lubińskiego.
Przypomnijmy, że od września pensje dla nauczycieli wzrosły o 9,6 procenta, co daje średnio 200 zł „na rękę” więcej. To i tak niewiele w porównaniu z tym, o co walczyły te środowiska, chociażby podczas kwietniowego strajku ogólnopolskiego, kiedy to pedagodzy domagali się podwyżek w wysokości 1000 brutto.
– Te podwyżki były już dawno obiecane i miały być wypłacane od stycznia 2020 roku. Jednak rządzący, głównie pod wpływem naszych protestów, wprowadzili je kilka miesięcy wcześniej, czyli od września tego roku. To jest zdecydowanie za mało dla nauczycieli, którzy wciąż zarabiają bardzo mało. Nie ma się co dziwić, że coraz więcej osób odchodzi z tego zawodu – mówi Beata Goldszajdt, prezes lubińskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego.
– W naszym przypadku subwencja wyniosła 1,1 mln złotych, a wydać musimy ok. 1,7 mln zł. Jest to więc kwota o 600 tys. zł wyższa i uszczupli ona budżet miejski. Zamiast przeznaczyć ją na coś innego musimy realizować pomysły rządu – informuje Andrzej Pudełko, naczelnik wydziału oświaty w Urzędzie Miejskim w Lubinie.
Dodajmy, że w samym Lubinie z podwyżek skorzysta około 800 nauczycieli i pracowników oświaty, zaś w powiecie lubińskim około 400.
Warto również wspomnieć, że w połowie czerwca parlament wprowadził też minimalny dodatek za wychowawstwo w wysokości 300 zł, który do tej pory wynosił średnio 148 zł, od kilkudziesięciu złotych w uboższych gminach do 380 w bogatszych. To kolejny wydatek, za który zazwyczaj zapłacą samorządy. Na szczęście zarówno lubiński magistrat, jak i starostwo powiatowe nie mają tego problemu, gdyż od lat wynagradzały one pracę wychowawców klas dodatkową kwotą ponad 300 zł.