Podobno każdy chłopiec marzy o tym, by zostać strażakiem. Coraz częściej myślą o tym też dziewczynki. Dziś wszyscy bez wyjątku mogli choć przez chwilę poczuć się jak strażacy: przymierzyć ich stroje, hełmy, wsiąść do wozu i włączyć syrenę, a także z bliska zobaczyć, czym zajmują się na co dzień. Choć – jak przyznają lubińscy pożarnicy – ta praca nie jest dla każdego.
– Każdy zawód wymaga jakiś predyspozycji. Nie każdy może być strażakiem. To jest wyzwanie. Trzeba mieć siłę charakteru, fizyczną, a także psychiczną – wylicza komendant lubińskiej straży pożarnej Eryk Górski, który dziś wraz z pożarnikami z całego powiatu pojawił się na Festynie Strażackim pod halą widowiskowo-sportową Regionalnego Centrum Sportowego w Lubinie.
Lubińska straż pożarna przygotowała tę imprezę już po raz czwarty i, jak zapewnia komendant, z pewnością nie ostatni. Festyn, jak zwykle odbył się z okazji Dnia Strażaka. A rozpoczęła go widowiskowa parada czerwonych wozów bojowych:
.
– Dzień Strażaka wypada 4 maja, ale świętujemy w zasadzie cały miesiąc. Dla mieszkańców całego powiatu od kilku lat co roku przygotowujemy festyn – mówi Eryk Górski.
Jak zwykle na strażackim pikniku, sporo się działo. Można było wziąć udział w konkursach, obejrzeć sprzęt, jakim w pracy posługują się lubińscy strażacy oraz zobaczyć ich w akcji. Było więc między innymi cięcie karoserii samochodu, a także gaszenie płonącego garnka z olejem i auta oraz pokaz samolotu gaśniczego Dromader. A na koniec zagrał zespół Weekend.
– Każdy młody chłopak marzy o tym, by zostać strażakiem. Tutaj jest możliwość zapoznania się z naszą działalnością. Każdy może usiąść za kierownica samochodu strażackiego, założyć hełm, ubranie strażackie, zobaczyć nas w akcji – dodaje komendant lubińskich strażaków.
Coraz częściej jednak o tym, by być strażakiem marzą nie tylko chłopcy, ale i dziewczęta. Choć w Państwowej Straży Pożarnej w Lubinie nie ma pań, które jeżdżą do akcji, to w Ochotniczych Strażach Pożarnych już tak, i to całkiem sporo.
– Od zawsze chciałam być strażakiem – przyznaje z uśmiechem Karolina Szymańska z OSP w Zimnej Wodzie, która wraz z koleżanką Justyną Ziębą ma za sobą już niejedną akcję gaśniczą i ratowniczą. – Zaczęłyśmy od zawodów strażackich, w których brałyśmy udział. Z czasem stwierdziłyśmy, że chcemy jeździć na akcje. Gdy chciałyśmy iść na pierwsze kursy, chłopaki z naszej jednostki powiedziały, że nie damy rady. Zaproponowali, żebyśmy przebiegły się z butlami, żeby zobaczyć, jak to jest. Wzięłyśmy więc butle na plecy i wbiegłyśmy w remizie na wieżę. Wtedy zmienili zdanie – wspomina Karolina.
Dziewczyny ukończyły niezbędne kursy i od tamtej pory wraz z kolegami jeżdżą między innymi gasić pożary i pomagać przy wypadkach drogowych. Pierwszy wyjazd wspominają ze śmiechem, bo trafiły na pożar traw. Jednak bywa też naprawdę ciężko.
– Emocje w chwili wypadku idą na bok. Człowiek robi, co ma robić, a dopiero w domu to wszystko wraca i przeżywa się tę sytuację – przyznaje Karolina.
Obie dziewczyny pracują zawodowo. Karolina jest kosmetyczką, a Justyna pracuje na produkcji. Strażak to ich drugi zawód, ich druga praca.
– Znajomi mówią, że nie jesteśmy normalne, że to dziwna pasja – przyznaje Justyna.
Rodziny jednak akceptują to, co robią dziewczyny. Takich jak one w OSP jest coraz więcej. Na akcje jeżdżą też strażaczki z Księginic i Ścinawy.
.
.