Pobierając nielegalnie energię elektryczną, narażała na niebezpieczeństwo aż kilkudziesięciu sąsiadów. Lokatorka kamienicy przy ul. Andersa w Legnicy przez dziesięć miesięcy okradała dostawcę prądu w wyjątkowo prymitywny sposób. Zresztą złapaną ją na tym już po raz drugi.
– Kobieta, za pomocą przedłużaczy rozłożonych po podłodze, podłączyła się do bardzo wielu urządzeń, czym stworzyła niebezpieczeństwo wybuchu pożaru na skutek zwarcia lub poparzenia prądem – tłumaczy Liliana Łukasiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Jak stwierdził biegły z zakresu pożarnictwa, jej zachowanie było wyjątkowo nieodpowiedzialne, ponieważ budynek przy ul. Andersa nie ma tzw. oddzieleń przeciwpożarowych. W przypadku wybuchu ognia, żywioł błyskawicznie rozprzestrzeniłby się na sąsiednie mieszkania.
Mieszkanka, oskarżona o kradzież i sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa na innych lokatorów, do niczego się nie przyznaje. Twierdzi, że nie wie, kto ją nielegalnie podłączył. Przekonuje, że pewnego dnia wróciła do domu i wtedy zauważyła rozłożone na podłodze przedłużacze. Dzięki nim mogła poza licznikiem korzystać z: wentylatora, odkurzacza, pieca, bojlera, kuchenki mikrofalowej, pralki, żelazka, czajnika, lodówki, telewizora i lampki.
Dostawca prądu obliczył, że 66-letnia Jadwiga Ch. ukradła 1740 kWh o wartości niemal 700 zł. Niespełna dwa lata temu kobieta była już karana sądownie za kradzież energii elektrycznej. Wkrótce znów zasiądzie na ławie oskarżonych. Grozi jej kara od pół roku do ośmiu lat więzienia.
(JOM)