Król kasyn i jego osiłki na ławie oskarżonych

Andrzej Serweryn sędzia Złotoryja piekarz mafiaSąd Rejonowy w Legnicy wysłuchał zeznań Rafała K. – jednej z ofiar grupy wrocławian, która wiosną 2015 roku najeżdżała Złotoryję. Prześladowania ustały, jak jeden z napastników został pokiereszowany siekierami w centrum ogrodniczym na obrzeżach miasta.

Ławę oskarżonych zajmuje trzech mężczyzn. Jest tu przede wszystkim wrocławski biznesmen Wojciech S., nieformalny szef firmy czerpiącej zyski z automatów do gier losowych montowanych po miastach i wsiach Dolnego Śląska. Pozostali byli jego pomocnikami, uczestniczącymi w najazdach na Złotoryję. Jeden to ów zaatakowany siekierami Krzysztof G., były zawodnik i trener MMA (mieszanych sztuk walki) w jednym z wrocławskich klubów. Przygoda w centrum ogrodniczym omal nie zakończyła się dla niego śmiercią. Przeżył, ale musiał się pożegnać ze sportową karierą. Ostatni z oskarżonych – bardziej krępy od Krzysztofa G, ale również solidnie zbudowany – to Łukasz Cz. Jemu w dużej części poświęcone były zeznania, które dziś złożył w sądzie Rafał K.

Rafał K. jest złotoryjaninem, znajomym 24-letniego Dawida B., pracownikiem piekarni jego ojca. W 2013 Dawid B. poznał Wojciecha S., a potem zaczął dla niego pracować jako operator salonów gier na terenie Złotoryi, Legnicy, Jawora i Bolesławca. Różne okoliczności – kwestie finansowe, interwencje służby celnej i policji, podpalenia – zniechęciły go do kontynuowania współpracy. Gdy na początku 2015 roku oznajmił Wojciechowi S., że się wycofuje, wrocławianin przestał być miłym kumplem. Pierwszy raz Dawid B. został pobity na przełomie lutego i marca 2015 roku, we wrocławskiej siedzibie firmy. Wojciech S. okładał go rękami po twarzy i klatce piersiowej. Chciał, by złotoryjanin dalej dla niego pracował; kwestionował rozliczenia. Dawid nie uległ. W marcu 2015 roku zamknął ostatni lokal. Wojciech S. znów próbował go nastraszyć. Zaczął najeżdżać Złotoryję w asyście kilku osiłków, uprawiających sporty walki i dorabiających sobie jako ochrona we wrocławskich lokalach. Ich brutalność eskalowała, a Dawid B., któremu grożono śmiercią, z czasem zaczął się ukrywać.

bmw samochód
Fot. Pixabay

Wojciech S. sądził, że Rafał K. zna adres kryjówki syna piekarza. 9 kwietnia podstępem zwabił go do kasyna w Legnicy. Złotoryjanin zorientował się, że to pułapka, dopiero kiedy w środku zobaczył około dziesięciu rosłych mężczyzn towarzyszących biznesmenowi. Przytrzymali oni Rafała K., a Wojciech S. zabrał mu dwa telefony komórkowe w nadziei, że naprowadzą go na trop byłego współpracownika. K. został zapakowany do BMW i wywieziony do Złotoryi. Łukasz Cz. początkowo jechał innym samochodem z Wojciechem S., ale w mieście przesiadł się do porwanego. „Będziesz śpiewał, bo się zabawimy” – obiecał Rafałowi K. Wykręcał mu ręce, straszył, że ma w bagażniku sekator i zaraz zacznie obcinać mu palec po palcu. Bił złotoryjanina po głowie, a na uwagę, że ofiara cierpi na epilepsję, zaśmiał się tylko: „Dobrze, szybciej zdechniesz”. Nad zalewem złapał Rafała K. wpół i ciągnął do rzeki, grożąc, że go utopi.

– Jakimś cudem się wyrwałem. Skopał mi prawą nogę. Strzeliło kolano i się przewróciłem. Nie mogłem wstać. Noga spuchła. On stał i się śmiał – opowiadał Rafał K.

Sędzia Jacek Seweryn nie zdążył na wczorajszym posiedzeniu dokończyć przesłuchania ofiary porwania. Wyznaczył datę następnej rozprawy na początek kwietnia. Na ten termin jako świadek wezwany jest również Dawid B.

Dodaj komentarz