Kiedy w 1900 r. na nowo wybudowany dworzec w Polkowicach zajechał pierwszy parowóz, rozbudzone ambicje mieszkańców kazały im oczekiwać od władz dalszej rozbudowy kolejowego szlaku. I pierwsze takie plany powstały już trzy lata później.
Jak wiadomo, 18-kilometrowa nitka połączenia kolejowego z Rudnej do Polkowic kończyła się drewnianą zaporą tuż przy krawędzi ulicy Dąbrowskiego.
– Z jednej strony miasto zyskiwało tak długo oczekiwaną możliwość podróżowania koleją, ale z drugiej, stacja końcowa marginalizowała jego status – informuje Roman Tomczak, polkowicki historyk. – A to nie odpowiadało ambicjom mieszkańców.
Szybko więc pojawiły się pomysły o przedłużeniu linii i wpięciu jej w tę, która funkcjonowała na trasie z Chojnowa do Nowej Soli. Takie rozwiązanie miałoby też znaczenie gospodarcze, o czym dobrze wiedziano w magistracie.
– Jesienią 1903 roku zaczęły powstawać pierwsze plany dalszej budowy linii kolejowej – dodaje Roman Tomczak. – Obok władz miasta włączyli się do nich, między innymi, okoliczni właściciele ziemscy i przedsiębiorcy. Mieli nadzieję, że rozwój kolejnictwa zapewni im dodatkowe rynki zbytu. Mieli też środki, aby wspomóc budowę dodatkowej nitki kolejowej, choć jeszcze niedawno współfinansowali tworzenie połączenia z Rudną.
Tak np. Paul Georg Wechstein z Kaźmierzowa zapłacił za co piąty podkład kolejowy, Siegfried Theodor Moellke – za transport szyn z Katowic, a hrabia Otto Vollmerstein z Jędrzychowa ufundował lokomotywę.
Inicjatorzy przedsięwzięcia porozumieli się z Generalną Dyrekcją Kolei Pruskich w Berlinie, gdzie trafił przygotowany projekt. Delegacja z Polkowic została przyjęta życzliwie, ale od razu dano jej do zrozumienia, że sprawa – ogólnie rzecz ujmując – nie jest prosta.
– Przedstawiciele miasta jeszcze pięciokrotnie w latach 1903-1912 spotykali się z przedstawicielami pruskich kolei – dodaje historyk. – Jednak za każdym razem wizja przedłużenia kolejowego przesuwana była na przyszłość. Tajemnicą poliszynela było, że główny nacisk na rozwój sieci kolejowych Prusy koncentrowały wówczas w Alzacji i Westfalii, co zaowocowało podczas nadchodzącej wojny.
Cała sytuacja źle wpływała na nastroje lokalnych inwestorów, którzy płacili za wszystkie przygotowania. Ostatecznie, wszyscy wycofali się z finansowania tego przedsięwzięcia. Temat rozbudowy linii kolejowej powrócił raz jeszcze w 1929 r., a chodziło o przedłużenie polkowickiej nitki o połączenie z Głogowem. Zaplanowano też budowę nowego dworca. Polkowicka delegacja znów wyruszyła do Berlina po zgodę na środki państwowe na ten cel. I znów wróciła z niczym.
Być może w XXI wieku spełni się marzenie dawnych, a także obecnych polkowiczan.
Źródło: UG Polkowice/Fot. UR
W latach 60-tych jeździłem z rodzicami z Polkowic do Torunia . Mnóstwo przesiadek , wiele godzin jazdy ale się dojeżdżało .