Chociaż zezwolenie na ich składowanie zostało cofnięte już dawno temu, odpady w podlubińskim Kłopotowie w najlepsze zalegają na kilku hałdach. Przy okazji ostatniego pożaru w tym miejscu pojawił się rzekomy nowy właściciel, który miał zaprowadzić porządek. Od tamtej pory słuch o nim zaginął.
Po raz ostatni strażacy gasili pożar w Kłopotowie w sierpniu ubiegłego roku. Wówczas na terenie składowiska pojawił się Grzegorz Przerywacz, który przedstawił się jako jego nowy właściciel. – Chcę pokazać władzom i mieszkańcom, że będzie to wywożone, po to to wszystko kupuję, żeby działać. Będę wywoził i przerabiał te śmieci. Władze będą na bieżąco informowane, będą karty wywozów odpadów. Wszystko będzie jasne i przejrzyste – zapewniał wówczas.
Od tamtej pory ślad po nowym właścicielu zaginął. – Nie zostały nam przedłożone żadne dokumenty, które potwierdzałyby, że składowisko w Kłopotowie zmieniło właściciela. Ten pan nie figuruje też w żadnych dokumentach, którymi dysponujemy – mówi Maja Grohman, rzecznik wójta gminy Lubin.
O Grzegorzu Przerywaczu nie słyszeli też pracownicy Starostwa Powiatowego w Lubinie, które cofnęło zezwolenie na składowanie odpadów wcześniejszemu właścicielowi, spółce R-Power Polska. Nikt inny zezwolenia nie otrzymał, a sama firma R-Power dziś ma ustanowionego kuratora, ponieważ od wielu miesięcy nie miała powołanego zarządu.
Gmina Lubin prowadzi w tej chwili postępowanie administracyjne, zbierając wszystkie możliwe dowody przeciwko R-Power oraz innej spółce, która ma siedzibę w Kłopotowie – Eko Reo. Co jakiś czas urzędnicy powiadamiają policję o ciężarówkach, które – mimo ustanowionego zakazu – wjeżdżają na teren składowiska.
– Nie wydaliśmy jeszcze nakazu usunięcia odpadów, bo nawet nie wiemy, co tam się naprawdę znajduje. W dodatku, według opinii Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska, składowane są tam śmieci z Niemiec, Holandii i Anglii. Gdyby przyszło do likwidacji składowiska, to – zgodnie z przepisami – za usunięcie tych odpadów odpowiadają te właśnie państwa – wyjaśnia Grohman. – Z kolei za odpady, które zostały przywiezione w czasie, gdy zezwolenie dla R-Power było ważne, odpowiada starostwo. Za te, które tu trafiły po cofnięciu zezwolenia, odpowiadamy my jako gmina.
Pozbycie się kłopotu z Kłopotowa oznaczać będzie administracyjny koszmar. Szukając możliwych rozwiązań, gmina poprosiła o pomoc Ministerstwo Środowiska. Urzędnicy czekają na stanowisko resortu. Oprócz formalno-prawnych zawiłości pozostaje jeszcze kwestia finansowa. Koszt likwidacji składowiska gmina szacuje nawet na 10 mln zł.
– Nawet gdybyśmy zdecydowali się usunąć te odpady teraz na nasz koszt, do dopóki kwestia własności tej działki nie jest ostatecznie rozwiązana, będą się tu pojawiać kolejne śmieci. Mimo pomocy policji nie jesteśmy w stanie powstrzymać wszystkich transportów – dodaje rzeczniczka.
Dwaj menedżerowie R-Power zostali oskarżeni o naruszenie przepisów środowiskowych. Obecnie żaden z nich nie pełni w firmie funkcji zarządczych. Z przedsiębiorcą Grzegorzem Przerywaczem, który według Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej prowadzi kopalnię kruszyw w Miękini – nie udało nam się nawiązać kontaktu telefonicznego. Nie możemy więc nawet zweryfikować, czy chodzi o tego samego człowieka.
Cwaniak ze Skokowej gmina prusice, nie pierwszy jego przekręt. Śmieje się z Was.