Czas konfidentów

Fot. Agnieszka Jankowska

Po tym jak w kilku miejscowościach pojawiły się żółte tablice nazywające radnego konfidentem, świadkami konfliktu szybko stała się cała gmina. W obronie dobrego imienia radnego solidarnie stanęli inni radni, jednak sąd, do którego się zwrócili, stwierdził: nie ma nazwiska, nie ma winy. Komentarz przedsiębiorcy przyszedł szybko – tym razem z nazwiskami.

Przypomnijmy, wiosną w Składowicach wybuchł otwarty konflikt między radnym a właścicielami betoniarni. Radny zarzucił przedsiębiorcy łamanie praw, ten oskarżył radnego o donosicielstwo i w kilku punktach we wsi postawił żółte tablice. Choć tablice nie oskarżały nikogo wprost, ani mieszkańcy, ani radni nie mieli wątpliwości, o kogo chodzi.

W odpowiedzi na billboardy, które pojawiły się także w innych wsiach, sześciu radnych klubu Razem dla Gminy Lubin solidarnie złożyło pozew cywilny przeciwko przedsiębiorcy, uważając, że nazwanie radnego konfidentem obraża wszystkich sprawujących tę funkcję.

Fot. Katarzyna Woźniakowska

Sąd pierwszej instancji uznał jednak, że skoro nikt z nazwiska wymieniony nie został, to przewinienia nie ma. Tę opinię podtrzymał sąd drugiej instancji.

Usatysfakcjonowany wyrokiem Zenon Franczak odpowiedział radnym po swojemu – billboardem, ale tym razem wymienia na nim radnych z nazwiska. Ci zapowiedzieli, że ponownie wystąpią do sądu.

Przedsiębiorca najpierw rozmawiać z nami nie chciał, ostatecznie zgodził się udzielić komentarza i odpowiedzieć na pytanie, czy nie obawia się, że teraz, gdy na plakacie wymienia konkretne osoby, sąd rozpatrzy sprawę na jego niekorzyść.

– Chcą iść znowu do sądu, niech idą – mówi. – Ja się niczego nie boję, ja jestem Zenon Franczak i mi to lata.

Zniesmaczenia obrotem spraw nie kryją radni.

– Zamiast przeprosić mieszkańców i naprawić wyrządzone szkody, to pan Franczak zasypał śmieci, wyrównał teren i udaje, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i nie było sprawy. Na dodatek mści się za to, że my, jako radni, podjęliśmy działania w obronie zdrowia mieszkańców, całą sprawę traktuje jak zabawę kosztem innych mieszkańców, a urzędy pozostają bezradne w walce z kolejnym dzikim składowiskiem – mówi Krzysztof Łukowski.

Najwyraźniej w tym konflikcie ostatnie słowo nie zostało powiedziane i możemy się spodziewać, że – cytując przedsiębiorcę – będzie wesoło.

źródło: Lubin.pl

Dodaj komentarz