Dyrektorzy szkół mają problem ze skompletowaniem kadry przed zbliżającym się rokiem szkolnym – to zdanie jak mantrę powtarzano przez ostatnich kilka tygodni w przekazie medialnym. I sporo było w tym prawdy. Głogowskie placówki dwoiły się i troiły, aby problem załatwić nim zabrzmi pierwszy dzwonek. – Rok wyjątkowy. Rozpoczęliśmy 1 września i rzeczywiście był to rok wyjątkowy pod względem zatrudnienia nauczycieli. Braki kadrowe są odczuwalne i w moim przekonaniu, w tym roku, wyjątkowo jest to widoczne. o ostatniej chwili, do ostatnich dni wakacji szukałem nauczyciela m.in. matematyki. – mówi Tomasz Kuziak, dyrektor II LO w Głogowie.
Brakuje przede wszystkim nauczycieli od przedmiotów ścisłych, ale nie tylko. Kłopot stanowi znalezienie osób, które prowadziłyby lekcje z przedmiotów o małej liczbie godzin tygodniowo. – Mamy braki w przedmiotach: matematyka, język angielski, wychowanie do życia w rodzinie tudzież WOS, ale tutaj, w ramach własnej możliwości dyrektorzy starają się te godziny uzupełnić i obsadzić tak, żeby wszyscy uczniowie mieli nauczanie na odpowiednim poziomie. – mówi Beata Stachak, naczelnik wydziału edukacji, kultury i sportu, UM Głogów
Dyrektorzy muszą wprost kombinować, aby załatać dziury. Przez to właśnie nauczyciele pracują na granicach swoich możliwości. A każdy może wyrabiać maksymalnie półtora etatu. – Tutaj dyrektorzy maja różne sposoby. Między innymi są to zastępstwa stałe lub też zawiązywanie dodatkowych umów z nauczycielami z zewnątrz po to, żeby po prostu było to do poukładania w siatce godzin.
– Niepokojące jest to, że zauważyłem, że w ostatnich latach w ogóle nie wpływają do mnie podania od nauczycieli, którzy właśnie kończą studia. Kończą studia pełne magisterskie, pedagogiczne na właśnie takich kierunkach. Przede wszystkim ścisłych, ale historia i język polski – również takich nie ma, więc ciągle są to tylko nauczyciele, którzy już są oczywiście z pełnym doświadczeniem, nauczyciele, którzy robią bardzo dobrą robotę, ale właśnie jest ich za mało. – relacjonuje dyrektor II LO w Głogowie.
Dzisiaj być może trudno w to uwierzyć, ale zawód nauczyciela stracił na renomie. I jak twierdzą przedstawiciele tej ważnej branży, powodów jest kilka, ale główny to finanse. – Pamiętam, najwyższa podwyżka jaka żeśmy dostali to była za czasów Donalda Tuska. Wtedy płace nauczycieli wzrosły o 40% i rzeczywiście wtedy zawód wyglądał dość atrakcyjnie. Natomiast potem te podwyżki były bardzo skąpe. W sferze produkcyjnej są dużo większe. Ostatnio już w ogóle nie było podwyżki, a inflacja spora, więc płace nauczycieli realnie maleją.- mówi Ludwik Lehman, przewodniczący solidarności oświaty w Głogowie.
A kiedy płaca maleje, to wykształcone osoby szukają możliwości pracy w innym sektorze, gdzie zarobki będą zdecydowanie wyższe. – To jest problem narastający już od kilku lat, bo widzimy jednak, że w pewnych zakresach nauczyciele odchodzą od zawodu nauczycielskiego. Ci, którzy posiadają wykształcenie informatyczne, matematyczne albo językowe mają intratniejsze oferty pracy, bardziej opłacalne na rynku i rezygnują, niestety, z nauczania w szkole. – tłumaczy Beata Stachak.
W całej sytuacji nie pomagają też częste zmiany, jakie wprowadzają rządzący. Związkowcy podkreślają przy tym, że nauczyciele zazwyczaj nie zgadzają się z aktualnie forsowaną wizją polskiej szkoły. – polityka ministra Czarnka na pewno się do tego przyczyni, bo absolutnie większość nauczycieli nie zgadza się z jego wizją polskiej szkoły, a to będzie oznaczało, że tym chętniej będą odpływać z zawodu na emeryturę czy do bardziej atrakcyjnej pracy i zdaje się, że on to już zauważył. Mam przynajmniej taką nadzieję. – dodaje Ludwik Lehman.
Nadzieja może jednak nie wystarczyć. Trzeba bowiem podjąć realne kroki, bo w przeciwnym razie za kilka lat polska szkoła stanie przed ogromnym problemem. Trudno sobie ją bowiem wyobrazić, jeśli nie będzie miał kto prowadzić zajęć.