Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że niektóre części Lubina spowiła mgła, ale ta mlecznobiała chmura unosząca się nad ogródkami działkowymi i okolicą pochodzi tak naprawdę z ognisk. Ten problem powraca co roku jesienią. Mimo że od 2012 roku obowiązuje zakaz, niektórzy działkowcy wciąż palą zielone pozostałości swoich upraw, nie zważając na to, że grozi im grzywna.
Na zdjęciu wykonanym w poniedziałek po południu przez jednego z naszych Czytelników widok bardzo malowniczy – mgła spowiła część ulicy Piłsudskiego i ogródki działkowe. Jednak ta „mgła” to w rzeczywistości dym z ognisk palonych na działkach. To nie jest nowa sytuacja ani wyjątkowa. My też pisaliśmy o tym już wielokrotnie. Podobnie jest zresztą również w innych częściach miasta, gdzie znajdują się działki ogrodowe.
– To bardzo uciążliwe. Na dworze siwo, oddychać trudno od tego duszącego dymu – skarży się jeden z lubinian.
Działkowcy jakby nie zauważali, że od 2012 roku nie można spalać odpadów zielonych. Ustawa o odpadach dopuszcza spalanie biodegradowalnych pozostałości we własnym zakresie tylko wtedy, gdy gmina nie organizuje ich zbiórki. W całym powiecie lubińskim samorządy zapewniają jednak odbiór bioodpadów, zatem każde ognisko na działce lub w przydomowym ogrodzie, w którym płoną zebrane liście, gałęzie i inne roślinne resztki, jest… nielegalne, a osobie, która „termicznie przekształca odpady poza spalarnią odpadów lub współspalarnią odpadów”, grozi grzywna lub nawet areszt.
Na domiar złego nie ma pewności, że do palenisk trafiają tylko odpady zielone, a nie na przykład z tworzyw sztucznych.
Posiadacze ogrodów powinni albo składować bioodpady na kompostowniku, albo poddawać je segregacji. Można też wywieźć je do PSZOK-u (godziny pracy można znaleźć TUTAJ). Ostatnią opcją jest wrzucanie ich do zbiorczych pojemników, ale wtedy rośnie cena za odbiór śmieci.
– Na 29 ogrodów działkowych znajdujących się na terenie gminy miejskiej Lubin 16 segreguje odpady – informuje Anna Pawłowska, kierownik działu zarządzania systemem gospodarki odpadami w Miejskim Przedsiębiorstwie Wodociągów i Kanalizacji w Lubinie.
Właściciele działek, gdzie nie jest prowadzona segregacja, muszą albo poddawać odpady biodegradacji w kompostownikach lub wyrzucać je do zbiorczych kontenerów. Gdyby zdecydowali się na segregację, płaciliby mniej i mogliby wyrzucić każdą ilość śmieci.
– W przypadku ogrodów, gdzie nie jest prowadzona selektywna zbiórka, zarządy muszą określić pojemność pojemników na odpady i otrzymują jeden czarny, do którego wyrzucają wszystko. Jeżeli segregują odpady, otrzymują czarny pojemnik dowolnej wielkości, a do tego pojemniki na szkło, papier, plastik i bio – mówi kierownik działu zarządzania systemem gospodarki odpadami w MPWiK.
Do tych czterech ostatnich mogą wrzucić dowolną ilość śmieci – wszystkie zostaną odebrane przez MPWiK. Nie trzeba za to dodatkowo dopłacać.
Coraz więcej ogrodów działkowych przekonuje się do tego rozwiązania. Gdy pisaliśmy o problemie palenia ognisk w 2016 roku, wówczas żaden z zarządów ogrodów działkowych z terenu Lubina nie złożył deklaracji o segregowaniu odpadów. Dziś jest ich już 16. Problem jednak, jak widać na dwóch pierwszych zdjęciach, pozostał.
– Co roku piszemy pisma do zarządów Rodzinnych Ogrodów Działkowych na terenie miasta. Prowadzimy akcje edukacyjne – zauważa Anna Pawłowska.
Jak przypomina rzeczniczka lubińskiej policji, zgodnie z artykułem 191 Ustawy o odpadach za spalanie odpadów biodegradowalnych grozi do 500 zł grzywny. To właśnie na policję mieszkańcy powinny zgłaszać takie sytuacje.
Być może problem zniwelują zmiany wprowadzone w Ustawie o utrzymaniu porządku i czystości w gminach, które mają zmotywować Polaków do selektywnej zbiórki odpadów. Mieszkańcy, którzy segregują śmieci, będą płacić za ich odbiór co najmniej dwa lub nawet cztery razy mniej niż ci, którzy tego nie robią. Samorządy mają czas do 6 września 2020 roku, by dostosować się do nowelizacji ustawy.