Horror z happy endem. Miedź pokonała Bytovię

Fot. Paweł Pawlucy
Fot. Paweł Pawlucy

Miedź pokonała dziś Bytovię Bytów 2:1, choć do przerwy przegrywała po trafieniu Roberta Mandrysza. Było to drugie zwycięstwo legniczan w tym roku i ponownie ogromny udział w sukcesie miał Fin Petteri Forsell. Tym razem zdobył obie bramki z rzutu karnego, choć wcześniej zdążył zmarnować jedenastkę.

Do meczu z Bytovią legniczanie przystąpili osłabieni brakiem Michała Bartkowiaka i pauzującego za kartki Grzegorza Bartczaka. Miejsce tego drugiego na boisku zajął nominalny stoper Hiszpan Jonatan de Amo Perez. – Nie spodziewamy się, że rywal się przed nami otworzy, raczej będą wyczekiwać szans na szybki atak i kontrę – zapowiadał przed pierwszym gwizdkiem Ryszard Tarasiewicz. I nie pomylił się. Jego podopieczni próbowali sforsować obronę bytowian, kombinacyjnie rozgrywając piłę pod szesnastką Gerarda Bieszczada. Niestety, w ich poczynaniach brakowało precyzji. Najbliżej zdobycia gola był w 31. minucie Mariusz Rybicki. Po koronkowej klepce skrzydłowy efektownym półobrotem ominął obrońców i uderzył, jednak zbyt lekko, by zaskoczyć golkipera przyjezdnych. A goście? W 11. minucie popędzili do daleko wybitej piłki po tym, jak Petteri Forsell zmarnował okazję z rzutu wolnego i wykończyli akcję pierwszym strzałem na bramkę Pawła Kapsy. Pierwszym i od razu skutecznym, bo podanie z prawego skrzydła zamienił na gola Robert Mandrysz. Niewiele brakowało, a i swoją drugą akcję, z 28. min, również zakończyliby celnym trafieniem, ale tym razem do szczęścia gościom zabrakło kilkunastu centymetrów.

Przed przerwą gracze Ryszarda Tarasiewicza mogli i powinni wyrównać, ale ponownie dał o sobie znać koszmar Petteriego Forsella. W inaugurującym tegoroczne rozgrywki spotkaniu z MKS-em Kluczbork Fin zdobył bramkę z rzutu karnego. Tego samego dnia znów stanął oko w oko z golkiperem rywali, ale się pomylił. I od tamtej pory jedenastki w jego wykonaniu kończyły się pudłami. Tak było w Grudziądzu, gdzie musiał dobijać strzał po pierwszym obronionym strzale i w 37. min meczu z Bytovią, kiedy trafił niemal wprost w interweniującego Bieszczada.

Na szczęście po zmianie stron Forsell wreszcie się przełamał. W 58. minucie zadziwiająco pewnie podszedł do „wapna”, kiedy arbiter ponownie przyznał Miedzi rzut karny. Tym razem trafił w same „widły” i doping kibiców popłynął z trybun ze zdwojoną siłą. Legniczanie mieli jednak sporo szczęścia, bo wcześniej, w 52. min, Mateusz Klichowicz znalazł się w sytuacji sam na sam z Kapsą. Górą był bramkarz zielono-niebiesko-czerwonych, za co odebrał gratulacje od kolegów z linii obrony.

Stracona bramka podziałała na podopiecznych Tomasza Kafarskiego jak zimny prysznic. Goście wyszli odważniej do przodu, tworząc zagrożenie pod bramką Kapsy, ale swego nie dopięli. Odważniejsza postawa bytowian sprawiła jednak, że na boisku zrobiło się więcej miejsca, co Miedź próbowała wykorzystać. W 72. min miejscowi kibice wydali z siebie tylko jęk zawodu, gdy bliski szczęścia był najpierw Petteri Pennanen, a później jeszcze Damian Rasak. W kolejnej akcji zamiast do siatki wprost w bramkarza trafił z kolei kapitan Wojciech Łobodziński, co zresztą powtórzył zaledwie minutę później.

Minuty płynęły, a bramka dająca legniczanom trzy punkty wciąż nie padała. Dopiero na 5 minut przed końcowym gwizdkiem wprowadzony na boisko za Pennanena Jakub Vojtus próbował odbić piłkę wrzuconą na pole karne, ale został powalony na ziemię przez jednego z obrońców. To był debiut Słowaka w barwach Miedzi, bo od momentu transferu zdążył pojawić się tylko w sparingach, by później leczyć ciężką kontuzję. Kiedy sędzia odgwizdał trzecią już tego wieczora jedenastkę dla legniczan, do piłki podszedł zarówno Forsell, jak i wracający na Orła Białego Marquitos. Ostatecznie Hiszpan uległ, a Fin zdobył drugą bramkę – tym razem na wagę zwycięstwa.

Miedź Legnica – Bytovia Bytów  (0:1)
Miedź: Kapsa – de Amo, Stasiak, Midzierski, Trifonow – Rasak, Daniel Ż, Forsell, Pennanen (73. Vojtus), Rybicki (75. Marquitos) – Łobodziński Ż (90. Łuszkiewicz).

Dodaj komentarz