Po wypadku młody polkowiczanin nie porzucił marzeń

Chwila nieuwagi i przejeżdżający pociąg wciągnął nogawkę od spodni. Trzask, okropny ból, szpital i amputacja. Życie przewrócone do góry nogami. To historia 17-letniego polkowiczanina Kamila Grygla, obecnie reprezentanta Polski w ampfutbolu.

Piłka nożna zawsze Kamilowi była bliska. Mając dziesięć lat zaczął regularne treningi w KS Polkowice. Zaczynał u trenera Krzysztofa Wadasa. Potem był Konrad Janczak i Grzegorz Karmelita. Chciał grać i to był jego scenariusz na życie. W zeszłym roku, w jednej chwili życie zweryfikowało wszystkie plany. Właśnie trwały Dni Polkowic.

– Na rurach koło torów kolejowych czekałem z kolegami na koncerty w Centrum Piknikowym – wspomina Kamil Grygiel. – W pewnym momencie poślizgnąłem się i przejeżdżający pociąg z urobkiem z kopalni wciągnął mi nogawkę od spodni. Potem był trzask i okropny ból. Miałem szczęście, bo pociąg mógł mnie wciągnąć całego. Koledzy wezwali pogotowie, przewieziono mnie do szpitala do Zielonej Góry. Operację planowano na cztery godziny, ale lekarze uznali, że konieczna jest amputacja.

Obudził się bez nogi. To był szok, ale dzięki rodzinie i kolegom nie załamał się, tylko skupił na konkretnych problemach: rehabilitacja, dobór protezy. Wtedy też pojawiło się hasło „ampfutbol”. Tak zaczął swoją nową przygodę, aż trafił do reprezentacji Polski. Jak mówi, „kadra ampfutbolowców to banda pozytywnych świrusów”. W polskiej lidze, jak dodaje, występują cztery zespoły: z Góry Mazowieckiej, Warszawy, Bielsko-Białej i Krakowa. Podczas mistrzostw krajowych rozgrywają dwudniowy turniej, a mistrzem zostaje zespół, który zdobędzie najwięcej punktów. Udział w niedawnych mistrzostwach świata w Meksyku był dla Kamila debiutem. Jak wyznaje, pojechał tam po doświadczenie, ale nie ukrywa, że Polacy zostali tam skrzywdzeni przez sędziego w meczu z Angolą. W efekcie, znaleźli się poza podium. Kolejna szansa na sukces pojawi się podczas mistrzostw Europy. Ale poza sportem, jest też nauka – w drugiej klasie technikum o profilu organizacja reklamy. Teraz znów, jak po wypadku, ma trochę zaległości, ale może liczyć na wyrozumiałość nauczycieli.

– Zależy mi na tym, aby skończyć szkołę i studiować we Wrocławiu – dodaje Kamil. – Oczywiście, cały czas będę grał. Wspierają mnie rodzice. Oni żyją moimi występami, a dzięki temu, że wciągnąłem się w ampfutbol im też jest łatwiej.

Gdyby nie zdarzenie sprzed roku, życie Kamila potoczyłoby się zupełnie inaczej. I on jest tego świadomy, ale – jak podkreśla – „wypadek nie musi być końcem świata”. Poznał wielu wspaniałych ludzi, ma wiele planów i dodaje: – Tak naprawdę, moje życie dopiero się zaczyna.

Fot. Ampfutbol

Dodaj komentarz