Kaja Ziomek: Poprzeczka coraz wyżej

Odkąd pamięta zawsze wysoko stawiała sobie poprzeczkę zarówno w kwestii edukacji, jak i sportu. Dla Kai Ziomek łyżwiarstwo szybkie to pasja, którą uprawia zawodowo. Z miesiąca na miesiąc ciężkie treningi dają konkretny rezultat, a ostatnio i rekord w skali kraju, z którego lubinianka jest szczególnie dumna. 

Fot. Archiwum prywatne Kai ZiomekWe włoskim Collalbo w klasyfikacji wieloboju sprinterskim zostałaś sklasyfikowana na 9. miejscu. Na 500 m startowała także Andżelika Wójcik. Sprinterski zespół z Lubina daje się we znaki łyżwiarkom ze świata.

Kaja Ziomek: Mistrzostwa Europy w Collalbo były dla mnie bardzo udane, Andżelika też miała swój dobry bieg, ale wiem, że stać ją na dużo więcej. Mam nadzieje, że już regularnie w przyszłym sezonie będziemy tworzyły drużynę sprinterską wraz z Andżeliką i Natalią Czerwonką.

W 2010 roku w kontekście nauki nie byłaś zadowolona z wyników średniej na zakończenie szkoły, choć znalazłaś się w 60-tce najlepszych uczniów i już wtedy wiedziałaś, że chcesz w przyszłości być zawodową łyżwiarką. Zawsze wymagałaś od samej siebie coraz lepszych rezultatów?

Kaja Ziomek: Szczerze, nie pamiętam wyników ze szkoły, ale zawsze chciałam mieć jak najlepsze oceny, było to wielkim wyzwaniem ze względu na to, że już w podstawówce zaczęłam dużo wyjeżdżać na zawody i zgrupowania. Wymagało to ode mnie dużej mobilizacji, żeby pomimo treningów usiąść i nadrobić materiał ze szkoły. W klasie maturalnej, jak przeliczyłam dni, które byłam w szkole, to więcej mnie w niej było. Zawsze wymagam od siebie więcej i więcej. Stawiam sobie poprzeczki i co chwilę je podnoszę, czy to w sporcie, czy w życiu.

Tomaszów Mazowiecki to chyba szczęśliwy tor dla Kai Ziomek? W grudniu zdobyłaś trofeum, które na pewno dodało ci kolejny poziom do łyżwiarskiego doświadczenia.

Kaja Ziomek: W Tomaszowie w zeszłym roku wygrałam 500 m na Mistrzostwach Polski i wtedy było to szczęśliwym miejscem. Później podczas Pucharu Świata oraz Mistrzostw Polski w wieloboju sprinterskim nie było już tak dobrze. Mocno odczułam to, że to końcówka pierwszej części sezonu, byłam dość zmęczona. Na pewno w tych startach nie pokazałam do końca na co mnie stać.

Warto również podkreślić ponownie, że trzeciego dnia Pucharu Świata w Tomaszowie Mazowieckim, lubińskie sprinterki przysporzyły pozytywnych emocji kibicom, a swoim rywalkom zawroty głowy. Czy ten rezultat  postrzegacie jako sukces czy oczekiwałyście nieco więcej?

Kaja Ziomek: Już w zeszłym sezonie walczyłam o to, żebyśmy startowały w drużynie sprinterskiej, niestety tak się nie działo. Start w Pucharze Świata był naszym takim pierwszym biegiem i jestem zdania, że zdecydowanie powinno być lepiej, ale tak naprawdę ani trochę nie byłyśmy do tego przygotowane. Nie trenowałyśmy pod ten start, każda skupiła się na biegach indywidualnych. Z tego, co się później dowiedziałam, pomimo nie do końca udanego biegu zabrakło nam niewiele, żeby zakwalifikować się w Team Sprincie na Mistrzostwa Świata w Inzell.

Co do Inzell to będzie Ci się kojarzyło teraz bardzo pozytywnie. Rekord kraju to wielka sprawa, która zawsze dla łyżwiarki jest koronacją ciężkiej pracy, bo powiedzmy sobie szczerze, że w domu bywasz chyba rzadko?

Kaja Ziomek: Inzell zawsze mi się dobrze kojarzy, jest to piękne miasteczko, w którym spędziłam bardzo dużo tygodni. Ale po ostatnim weekendzie pokochałam to miasto jeszcze bardziej. Faktycznie, rekord Polski, czy nawet każdy inny dobry bieg traktuję jak nagrodę za wykonaną ciężką pracę. W domu jestem bardzo rzadko, dlatego jak przyjeżdżam do Lubina traktuje to jak takie małe święto. Od razu nadrabiam zaległości z rodziną i przyjaciółmi. Uwielbiam tu wracać.

Na koniec, czego po tak udanym starcie można życzyć w kolejnej rywalizacji?

Kaja Ziomek: Moim życzeniem na kolejny, już ostatni start jest to, by przejechać nadchodzące cztery biegi na wysokim równym poziomie.

Z Kają Ziomek rozmawiał Mariusz Babicz
Fot. Archiwum prywatne łyżwiarki

Dodaj komentarz