Powiesili psa. Dziś ruszył proces okrutnego rodzeństwa (WIDEO)

W Sądzie Rejonowym w Lubinie ruszył dziś proces rodzeństwa z Krzeczyna Wielkiego oskarżonego o zabicie psa ze szczególnym okrucieństwem. 48-letni Jan G. przyznał się do winy, natomiast jego dwa lata młodsza siostra Anna N. twierdzi, że nie pamięta zarówno swoich początkowych wyjaśnień, jak i tego co się wydarzyło 31 maja, czyli dnia gdy doszło do tego makabrycznego zdarzenia. Grozi im do 5 lat więzienia. Zanim jednak zapadnie wyrok w tej sprawie, sędzia chce poznać opinię biegłego psychiatry na temat stanu zdrowia kobiety.

Przypomnijmy, że o tej bulwersującej sprawie pisaliśmy dwukrotnie (tutaj i tutaj). Saba, bo tak się wabiła kilkuletnia suczka w bestialski sposób potraktowana przez człowieka, po odcięciu sznurka, na którym wisiała, jeszcze oddychała.

– Głupio zrobiłem. Nie chciałem tego, teraz na pewno bym tego nie zrobił – mówił dziś przed sądem skruszony 48-latek, którego do popełnienia tego okrutnego przestępstwa miała namówić jego siostra, właścicielka czworonoga.

Kobieta, choć początkowo przyznawała się do zarzucanych jej czynów, to na dzisiejszej rozprawie najczęściej zasłaniała się niepamięcią. Dodajmy, że w chwili zatrzymania była kompletnie pijana – w organizmie miała 2,5 promila alkoholu. Feralnego dnia piła na przemian wódkę i piwo. – Nie wiem jakim cudem poszłam spać do brata. Tam mnie obudziła policja i skuli mnie w kajdanki. Wtedy zobaczyłam, że Saba wisi – tłumaczyła oskarżona. 46-latka twierdzi, że w tamtym okresie przechodziła kryzys. – Nie byłam wtedy sobą. Po śmierci taty się załamałam, potem mój partner popełnił samobójstwo. Miałam kryzys, piłam codziennie, a sąsiad donosił mi alkohol i często pił ze mną – opowiadała.

Początkowe wyjaśnienia oskarżonej w tej sprawie brzmiały jednak nieco inaczej. Twierdziła wówczas m.in., że „nie wie co jej przyszło do głowy, ale postanowiła uśmiercić tego psa” oraz że „gdyby nie ona, Janek nie zabiłby tego psa”.

Anna N. miała się pozbyć zwierzęcia, ponieważ nie byłoby jej stać na jego wyżywienie i leczenie. Podobno dzwoniła nawet jakiegoś schroniska (już nie pamięta jakiego). Tam dowiedziała się, że koszt przyjęcia psa to ok. 100. zł. To było za dużo jak na jej kieszeń… Utrzymywała się głównie ze sprzedaży jajek oraz prac dorywczych, a jej miesięczny dochód netto to zaledwie ok. 500 zł. W 2018 r. kobieta straciła też prawo do opieki nad swoim 7-letnim synem Mateuszem.

Na sali rozpraw obecny był także świadek, sąsiad mieszkający w tym samym budynku, co oskarżone rodzeństwo. To właśnie jego mama miała tego wieczora zadzwonić na policję. Sędzia wysłuchał też Grzegorza Nowackiego, biegłego lekarza weterynarii. – Zwierzę zostało zabite ze szczególnym okrucieństwem. Wieszanie jest zwyczajem międzyludzkim, natomiast nie sprawdza się to przy zwierzętach. Człowiek umiera szybko, a u zwierząt jest to czynność długotrwała. Ten pies umierał ponad 5 minut – mówił weterynarz. – Ludzie wykorzystali swoją przewagę i miłość zwierzęcia, żeby w okrutny sposób zadać mu śmierć – dodaje.

Prowadzący sprawę sędzia Witold Bojanowski wstrzymał się z wydaniem wyroku. Zanim go ogłosi chciałby jeszcze poznać opinię biegłego psychiatry na temat Anny N. Z takim wnioskiem zwrócił się obrońca oskarżonych. Badanie kobiety odbędzie się 6 września, natomiast termin kolejnej rozprawy wyznaczono na 27 września. Tymczasem oskarżone rodzeństwo może już dziś opuścić areszt. To cztery dni przed jego planowanym zakończeniem.

– Sprawa jest bardzo bulwersująca. Pomimo dużych kampanii w mediach, gdzie mówi się o znęcaniu się nad zwierzętami, zostało powieszone żywcem zwierzę. Tak jak mówił biegły sądowy, pies cierpiał i konał. Będziemy dążyli do tego, aby sprawcy zostali ukarani najwyższą karą za takie przestępstwo, czyli 5 lat więzienia i do 100 tys. zł grzywny – komentuje Norbert Ziemlicki z Fundacji Centaurus, która w tej sprawie złożyła zawiadomienie do prokuratury.

Materiał TV Regionalna:

 

 

Dodaj komentarz