Dwie trzecie automatów do gier działa nielegalnie. Interes jest niezwykle opłacalny. Rekordziści na naiwności uzależnionych od hazardu klientów, zaledwie w ciągu miesiąca, są w stanie zarobić nawet pół miliona złotych. Wystarczy, że mają trzy automaty.
Bywa tak, że służby celne rekwirują maszyny rano, a już tego samego dnia wieczorem w ich miejscu pojawiają się nowe. I intratny biznes kręci się nadal. Kara za prowadzenie nielegalnego hazardu wynosi 10 tys. zł od jednego automatu. Ponadto delikwentów czeka postępowanie karnoskarbowe.
Do podlegnickiego magazynu, należącego do służby celnej, w ubiegłym roku trafiło tysiąc tzw. jednorękich bandytów. Od początku tego roku już ponad 70. Tygodniowo dolnośląscy mundurowi rekwirują po kilkanaście takich maszyn. Od bardzo prymitywnych, po wręcz wyspecjalizowane do naciągania graczy. Pieniądze pozostające w automatach są komisyjnie liczone.
– Nielegalny hazard polega m.in. na tym, że właściciel automatu całkowicie samodzielnie decyduje o tym czy i w ogóle wypłaci jakąkolwiek wygraną – informuje podkomisarz Arkadiusz Barędziak, rzecznik prasowy Izby Celnej we Wrocławiu. – Czasami to jest tak zaprogramowane, że nie można uzyskać wygranej, a gracz jest jedynie wabiony do wrzucania kolejnych monet – dodaje.
Tylko jedna trzecia salonów ma zezwolenia na prowadzenie działalności, które jednak wygasną w grudniu tego roku. Po tym terminie hazard będzie dostępny jedynie w kasynach posiadających zgodę ministerstwa finansów. Cała przestrzeń publiczna zostanie uwolniona od drobnych salonów gier.
Celnicy często też reagują na informacje np. od zaniepokojonych rodziców, którzy zauważyli w sąsiedztwie szkół ich dzieci nowy salon gier. – Tutaj chodzi o problem uzależnień – nie ukrywa podkomisarz Arkadiusz Barędziak. – Dzwonią też do nas krewni nałogowych graczy i proszą byśmy przyjrzeli się legalności danego miejsca, bo na przykład domownik wychodzi na wieczorny spacer z psem i w takim przybytku znika na całą noc. To są autentyczne ludzkie dramaty – dodaje celnik.
W magazynach legnickich celników jest też niemal 20 tys. litrów alkoholu niewiadomej produkcji lub bez znaków akcyzy. W jednym z pomieszczeń znajduje się kilka zarekwirowanych beczek o pojemności tysiąca litrów! Najgroźniejszy dla zdrowia jest produkt sprzedawany w plastikowych butelkach z żółtą nakrętką. Przed zakupem takiego alkoholu celnicy ostrzegają w pierwszej kolejności. Jego spożycie może skutkować utratą wzroku lub nawet śmiercią.
Po zakończeniu postępowania sądowego nielegalny alkohol zwykle jest komisyjnie niszczony lub trafia do szpitali, gdzie służy jako środek odkażający. Natomiast zanieczyszczone produkty wykorzystywane są jako paliwo do przemysłowych instalacji grzewczych. – Podobnie bywa z papierosami i tytoniem – ujawnia rzecznik dolnośląskich celników.
W swym specjalistycznym składzie mundurowi zgromadzili niemal cztery miliony sztuk nielegalnych papierosów i ponad 32 tysiące kilogramów tytoniu. Oprócz tego jest maszyna służąca do produkcji wyrobów tytoniowych, zarekwirowana w trakcie pracy. Używki zazwyczaj trafiają do Polski zza wschodniej granicy. Docelowo mają być sprzedawane w starych krajach Unii Europejskiej, gdzie przemytnicy na procederze osiągają najwyższe zyski.
Dłuższe przebywanie w magazynie z tytoniem, zwłaszcza z tym perfumowanym, grozi zawrotami głowy. Zapach jest tam wyjątkowo intensywny, co – jak tłumaczą celnicy – jest zasługą specjalnej aparatury. Chodzi o to, by do zakończenia postępowania sądowego towar zachował swe właściwości i np. nie zwietrzał.
Ponadto magazyny kryją setki par butów sportowych, które są podróbką znanej marki. Jeśli właściciel logotypu wyrazi zgodę, taki towar nie jest niszczony, lecz trafia np. do domów dziecka. Kasacji nie ulegają też skonfiskowane maszyny i pojazdy, które nie posiadają odpowiednich certyfikatów.
Nielegalne wwożone do kraju produkty rekwirowane są wraz z pojazdem, który je transportuje oraz z towarem stanowiącym tzw. przykrywkę. Stąd w podlegnickim magazynie zalegają pudła z lampkami do białego wina. Oficjalnie to one były przedmiotem dostawy, ale pod kartonami ze szkłem celnicy odnaleźli wyroby tytoniowe bez odpowiednich znaków akcyzy. Właściciel kieliszków się do nich nie przyznaje.
W Izbie Celnej na Dolnym Śląsku pracuje łącznie 807 funkcjonariuszy, którzy 26 stycznia świętowali Światowy Dzień Celnictwa. To z tej okazji, po raz pierwszy w historii, pokazali dziennikarzom zawartość swych magazynów. Do ich zadań należy głownie pobieranie opłat z tytułu cła i akcyzy. W ubiegłym roku wpływy z pierwszego podatku wyniosły w naszym województwie niemal 265 mln zł, a z tyłu drugiej daniny prawie 2,5 mld zł.
Z