Siedem koni odebrano właścicielowi stadniny w Sieroszowicach w gminie Radwanice przez EKO straż i policję. Zwierzęta były wygłodzone i zaniedbane. Właściciel nie poczuwa się do winy, uważa, że to niepotrzebnie zrobiony szum przez obrońców zwierząt.
Przygotowania trwały już od rana. Kilka godzin skrupulatnie szykowano wyjazd do stadniny. – Powiem szczerze, że spotykam się z różnymi sytuacjami traktowania zwierząt, ale ta sytuacja jest masakryczna – komentowała Elżbieta Kozłowska z Fundacji Molosy Adopcyjne i dodała: – Konie są bardzo niedożywione, większość klaczy jest źrebna.
Kontrola rozpoczęła się w stadninach otaczających pałac Hipolita Jackiewicza w Sieroszowicach. Chodzi o dużą hodowlę około 200 zwierząt. Są to różne rasy, między innymi huculskie oraz polskie. Weterynarze, z asystą policji, przeszukali wszystkie pola właściciela, żeby sprawdzić, w jakiej kondycji są konie.
– Konie są osowiałe, choć to przecież zwierzęta żywe i aktywne – mówili wolontariusze z Fundacji Centaurus, gdy tylko podeszli do zwierząt. Obecny na miejscu lekarz weterynarii, Anna Biazik, obejrzała konie i nie miała złudzeń: – Widać, że właściciel nie ogarnia sam tych zwierząt. Większość koni jest wychudzona i chora.
Niestety, dalej od zabudowań, na rozległych terenach należących do Hipolita Jackiewicza, było jeszcze gorzej. – Nie jesteśmy w stanie zabrać wszystkich koni. Na dziś weźmiemy te najgorsze przypadki. Na pewno potrzebny jest stały nadzór nad tą stadniną – mówiła kontrolująca obejścia weterynarz.
Właściciel stadniny Hipolit Jackiewicz nie zgadza się z zarzutami fundacji i przeprowadzającej kontrolę weterynarz. – Uważam, że jest to szum wywołany przez obrońców zwierząt. Moim koniom nie dzieje się tu żadna krzywda. Nie potrzebnie szukają tylko sensacji – tłumaczył właściciel stadniny.
Trudna sytuacja koni w Sieroszowicach trwała podobno od kilku lat. Pomimo tego, że regularnie odbywały się tam kontrole weterynaryjne. Rok temu wpłynęła nawet oficjalna skarga do powiatowego lekarza weterynarii, jednak ten nie widział żadnych uchybień. Mieszkańcy okolicznych wsi od kilku miesięcy informowali, że zwierzęta są przetrzymywane w strasznych warunkach. – Konie nie mają wody, jedzenia, cały rok są na polu, bez zadaszenia. To nie człowiek. On nie ma uczuć – uważają sąsiedzi właściciela koni.
Najbardziej chore konie, w asyście policji i prokuratury, zostały odebrane Hipolitowi Jackiewiczowi. Były zawszawione i skrajnie wygłodzone. Cierpiały także na grzybicę. Zwierzęta brodziły w oborniku. – Dodatkowo znaleziono na obejściu właściciela końskie kości – podsumowuje weterynarz i dodaje, że jest to sytuacja niedopuszczalna.
Szczątki zwierząt zostaną zabrane na badania, by bliżej dowiedzieć się np. od kiedy leżą. Sam właściciel bronił się tłumacząc, że nic o tym nie wie. Policja, która natychmiast zjawiła się na miejscu, cały czas prowadzi czynności w tej sprawie. Ostatecznie udało się uratować siedem koni, które były w najgorszym stanie. Przewiezione zostały do ośrodka w Szczedrzykowicach lub innych stadnin poza Dolnym Śląskiem.
Prokuratura ustali czy właściciela przerosła opieka nad zwierzętami, czy też prowadzi stadninę w celach zarobkowych. Właściciel nie ukrywał, że dzięki koniom dostaje unijne dofinansowanie na gospodarstwo. Nie będzie koni, nie będzie dotacji. Niewykluczone, że sprawa znajdzie swój finał w sądzie.
.