Zdzisław Wróbel z Bolesławca i Krzysztof Skuza z Lubina to najlepsi diagności samochodowi w Polsce. Obaj są w stanie znaleźć najwięcej usterek w samochodzie, który trafi w ich ręce. Udowodnili to podczas III Ogólnopolskiego Turnieju Diagnostów Samochodowych.
Turniejowe zmagania prowadzone były dziś na stacji Polskiego Związku Motorowego w Lubinie. Impreza ma niszowy charakter, ale z każdą edycją przybywa jej uczestników. W tym roku oprócz 14 profesjonalistów w turnieju brało udział ośmiu studentów Politechniki Poznańskiej, którzy kształcą się na przyszłych ekspertów w dziedzinie diagnostyki samochodowej. Jurorzy postawili przed nimi niełatwe zadanie: znalezienie 25 usterek w elektrycznym samochodzie, który dopiero niedawno pojawił się na polskim rynku.
– Nasz turniej jest jedyną tego typu imprezą w Polsce – podkreśla Tadeusz Chodorowski, organizator turnieju, prezes legnickiego oddziału Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Komunikacji. – I dodatkowo dzięki naszemu sponsorowi mamy najnowocześniejszą wersję samochodu o pełnym napędzie elektrycznym, który w naszym regionie jest rzadkością. W ten sposób umożliwiamy diagnostom przepracowanie tego pojazdu, więc oprócz rywalizacji organizujemy też pewnego rodzaju warsztaty zawodowe. Nadążamy więc za motoryzacją XXI wieku.
Michał Zaremba z Góry przyjechał na turniej drugi raz. W tym roku udało mu się znaleźć 12 usterek, ale w protokół z badania zdążył wpisać tylko dziesięć. Przedtem, jak wszyscy, musiał odpowiedzieć na 60 pytań testu teoretycznego. – W zeszłym roku test był łatwiejszy i samo badanie też, bo samochód był w bardzo złym stanie technicznym. Dzisiaj, w nowym samochodzie, do tego elektrycznym, ciężej było te usterki znaleźć – opowiada. – Diagnosta musi cały czas się uczyć, bo ciągle wchodzą nowe rozwiązania, zmieniają się też przepisy. Jeśli się za nimi nie nadąża, to wypada się z branży. Hybrydę już przeglądałem, ale elektrycznego auta jeszcze nie miałem. Pierwszy raz widzę taki samochód na żywo – dodaje.
Starsi diagności są zgodni, że zawód ten do najłatwiejszych nie należy. Przepisy zmieniają się co kilka miesięcy, technologie są coraz bardziej skomplikowane, a i klienci bywają kłopotliwi. Po polskich drogach wciąż jeździ dużo aut w kiepskim stanie technicznym i prośby o przymknięcie oka na niesprawne układy nie należą do rzadkości.
Turniejowe reguły dawały zawodnikom tylko kwadrans na zbadanie samochodu. – To nie jest łatwa sprawa, szczególnie w tak krótkim czasie. Normalnie, dokładne sprawdzenie auta zajmuje 30-45 minut – mówi Błażej Kowalski, pomysłodawca i dyrektor techniczny konkursu. – Jeśli ktoś robi to dużo szybciej, to znaczy, że być może to badanie nie zostało wykonane w całości zgodnie z aktualnymi przepisami.
– Na stacji diagnostycznej powinniśmy spędzić minimum dwadzieścia minut – twierdzi Henryk Węgłowski, sędzia zawodów. – Są przypadki, że badanie trwa nawet do godziny. Wszystkie stacje powinny działać według tych samych norm i rygorystycznie ich przestrzegać.
Wśród zawodowych diagnostów, w rywalizacji indywidualnej, pierwsze miejsce zajął Zdzisław Wróbel z Bolesławca, za nim uplasowali się Dariusz Ostrowski z Lubina i Arkadiusz Małek z Zamościa. W klasyfikacji drużynowej najlepszy wynik uzyskał duet Zdzisław Wróbel i Krzysztof Skuza (Lubin). Drugie miejsce zajęli Dariusz Ostrowski i Kazimierz Koński (PZM Lubin), a trzecie – Karol Domański i Arkadiusz Małek (Speed Car Zamość). Wśród studentów na dobrych diagnostów zapowiadają się: Marcel Pietras, Kamil Płoszaj i Tomasz Ubycha.
Oprócz turniejowych emocji było też trochę zabawy. Goście turnieju mogli przekonać się, co czuje człowiek zamknięty w dachującym samochodzie, a bok stolików z grillowanymi potrawami zaparkowali miłośnicy starych aut.
.