Co się dzieje w głogowskim MOK-u? (WIDEO)

G_MOK_FIGURYKlub KWW Jana Zubowskiego w głogowskiej radzie miejskiej mówi o otwartym konflikcie w Miejskim Ośrodku Kultury. O łamaniu w praw pracowniczych i ustawy o związkach zawodowych. Prezydent miasta przekonuje, że konflikty powinny rozstrzygać sądy i trzeba poczekać na wyroki. Z tym nie zgadzają się związkowcy.

O sytuacji w Miejskim Ośrodku Kultury dyskutowano podczas wczorajszej sesji. Radny Marek Sienkiewicz mówił o trwającym tam od kilku lat otwartym konflikcie. O fiasku negocjacji ze strony komisji edukacji i kultury. I o kontrowersjach związanych z restrukturyzacją, których efektem była likwidacja działu programowego. A kulisy tego, co dzieje się w placówce, jak dodał radny, odsłania wyrok sądu w sprawie niezgodnego z prawem udzielenia nagany przez dyrektorkę MOK-u Bożenie Rudzińskiej, byłej szefowej zlikwidowanego działu, w związku z organizacją festiwalu w połowie lipca 2015 r.

– Wyrok sądowy w pozornie błahej sprawie – dodaje Marek Sienkiewicz, Klub Radnych KWW Jana Zubowskiego. – Niezawisły sąd, zarówno w pierwszej, jak i drugiej instancji, orzekł, iż nie wysłuchano pracownika przed nałożeniem nagany, nie powiadomiono związku zawodowego Solidarność, działającego na terenie MOK, przed ukaraniem pracownika.

Być może, jak dodał radny Sienkiewicz, w MOK-u nagminnie dochodzi do lekceważącego traktowania praw pracowniczych i łamania ustawy o związkach zawodowych. Oczekuje on też od prezydenta miasta jednoznacznego wypowiedzenia się w tej sprawie i podjęcia działań, żeby MOK nie był określany mianem „prywatnego folwarku”.

G_ROKASZEWICZ– Nikt nie zasługuje na to, by źle mówić o jednostce, bo tam pracują ludzie bardzo ciężko – mówił Rafael Rokaszewicz, prezydent Głogowa. – Myślę, że mieszkańcy Głogowa świetnie oceniają działalność MOK-u mimo różnych niedoskonałości, ale chciałbym jasno powiedzieć: u mnie nie ma „świętych krów”. Nikogo na siłę nie zamierzam bronić, a te uzasadnienia, przytaczane, są w sprawie a nie przeciwko danej osobie. Jeżeli będzie sprawa w sądzie, a wiem, że będzie to nikt nikogo na siłę nie będzie bronić, ale nie jesteśmy od linczowania.

Prezydent dodał, że systematycznie odbywały się i nadal odbywają spotkania z pracownikami i dyrekcją Miejskiego Ośrodka Kultury, gdzie sprawy są omawiane.

Zdaniem szefa oświatowej Solidarności, działającej w MOK-u, wypowiedź prezydenta była wyważona, ale nie satysfakcjonująca.

– Ponieważ wyrok sądu, już prawomocny, pokazał, że w MOK-u łamane są prawa pracownicze, a prezydent proponuje czekać na kolejne wyroki – mówił Ludwik Lehman, przewodniczący Międzyzakładowej Komisji Pracowników Oświaty NSZZ „Solidarność”. – To znaczy, że jeszcze przez kilka lat prawa pracownicze będą łamane. Teraz trzeba wyciągnąć wnioski. Rozwiązanie jest dość proste. Pani dyrektor komuś podlega. Ktoś decyduje o premii pani dyrektor. O tym, czy dostanie naganę, czy pochwałę. Takie metody powinny wystarczyć, żeby zdyscyplinować – dodaje.

O satysfakcji trudno też było mówić Bożenie Rudzińskiej (na zd. archiwalnym).

G_RUDZINSKA– Myślę, że dobrze się stało, że ta sprawa, mimo wszystko, zaistniała w przestrzeni publicznej i w świadomości ludzi, że nie została „zadeptana” rok czy półtora roku temu – mówiła Bożena Rudzińska, pracownica MOK. – Dla mnie jest tylko jedna kwestia, żeby wytrwać do końca.

Droga „do końca” może być długa, bo wiadomo że będą kolejne sprawy sądowe. Jedna z nich, jak zdradziła Rudzińska, będzie dotyczyć mobbingu.

Dyrektor MOK-u na sesji nie było. W rozmowie telefonicznej z nami powiedziała: „Nie słyszałam tego, co było mówione. Jak się zapoznam, skomentuję sprawę”. I poprosiła o przesłanie pytań. Wysłaliśmy. Czekamy na odpowiedź.

Zobacz także: 

Dodaj komentarz