„To jest traktowanie człowieka jak psa”, czyli szpital kontra pacjent

– Przywieźli ją, rzucili na łóżko i wyszli. Była w samej piżamie, bez kapci, bez niczego. Nie zostawili nawet dokumentacji medycznej, ani wypisu ze szpitala. To jest traktowanie człowieka jak psa – rodzina i znajomi Haliny Kozioł ze Składowic są oburzeni tym, w jaki sposób ta chora psychicznie kobieta została potraktowana przez pracowników Regionalnego Centrum Zdrowia w Lubinie. Czy rzeczywiście pracownicy służby zdrowia dopuścili się poważnego zaniedbania?

Halina Kozioł od ponad dwudziestu lat cierpi na schizofrenię paranoidalną i na co dzień jest pod stałą opieką specjalistów z Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychiczne Chorych w Lubiążu. Do lubińskiej placówki przy ul. Bema została przywieziona 8 kwietnia ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Legnicy, gdzie znalazła się z powodu ostrego zapalenia nerek i pęcherza. W RCZ spędziła około dwóch tygodni. Po tym czasie pacjentka, zamiast z powrotem do Lubiąża, trafiła do domu rodzinnego w Składowicach. Mieszka tam jej 84-letnia matka, która sama wymaga opieki.

– Zadzwoniła do mnie pani Czesława  (matka Haliny Kozioł – przyp. red.) i poprosiła, żebym przyszła, bo przywieźli jej córkę do domu. Przyznam, że byłam w szoku po tym, co zobaczyłam na miejscu. Pracownicy szpitala rzucili Halinę z noszy na łóżko. Była w samej piżamie, bez kapci, bez niczego. Gdy zapytałam, dlaczego ją tutaj zostawiają, odpowiedzieli tylko, że tak im kazano i wyszli. Nie zostawili nawet żadnej dokumentacji medycznej ani wypisu ze szpitala – opowiada pani Karolina, opiekunka 84-latki. – Wiedziałam, że jej dalszy pobyt tutaj jest niemożliwy. Przede wszystkim nie ma na to warunków. Kto by się nią opiekował, skoro jej matka sama ma problemy z poruszaniem się i ostatnio ogólnie podupadła na zdrowiu? Poza tym pani Halina często miewa ataki agresji. Tak też było i tym razem. Leżała na podłodze i krzyczała. Skontaktowałam się z Grześkiem, czyli siostrzeńcem Haliny, żeby zapytać, co robić. Kazał dzwonić po pogotowie – kontynuuje pani Karolina.

Po jakimś czasie do Składowic przyjechała karetka pogotowia z Legnicy, której pracownicy, w asyście policji, zabrali Halinę Kozioł i zawieźli ją do szpitala w Lubiążu. Rodzina kobiety wciąż jednak nie wie, dlaczego poważnie chorą pacjentkę przywieziono do domu, pozostawiając pod opieką 84-letniej matki. Tajemnicą dla nich pozostaje również stan zdrowia pacjentki i to, jak przebiegało leczenie podczas dwutygodniowego pobytu w placówce. – Dzwoniłem do dyrekcji szpitala w Lubinie, chcąc uzyskać jakieś informacje na ten temat, ale nic mi nie powiedzieli – mówi Grzegorz Łukowski.

O komentarz i opis sytuacji z punktu widzenia szpitala w Lubinie poprosiliśmy Annę Szewczuk-Łebską, rzeczniczkę prasową RCZ. Otrzymaliśmy taką odpowiedź:

Podczas pobytu na oddziale wewnętrznym w naszym szpitalu miała zaplanowaną pełną diagnostykę. Jednak w pewnym momencie odmówiła ona zarówno dalszej diagnostyki jak i leczenia szpitalnego. Przez cały pobyt w szpitalu pacjentka konsekwentnie komunikowała chęć powrotu do domu. Nie mieliśmy informacji ani od rodziny, ani ze szpitala w Lubiążu, że pacjentka jest ubezwłasnowolniona, dlatego jej decyzja była dla nas wiążąca. Istotnym jest też, że wcześniej pacjentka również odmówiła kontynuacji leczenia w szpitalu, z którego została pierwotnie skierowana.

Po rozmowie lekarza prowadzącego z siostrą pacjentki, uzyskaliśmy potwierdzenie adresu, pod który ma być przetransportowana chora. Był on zgodny z danymi w dokumentacji. Lekarz prowadzący poinformował siostrę pacjentki o dalszym postępowaniu diagnostycznym oraz transporcie do domu. Pozostała część rodziny przez cały okres leczenia nie kontaktowała się z lekarzem prowadzącym.

Personel transportowy w rozmowie z siostrą pacjentki również uzyskał ustne potwierdzenie adresu. Proszę pamiętać, że zespół transportowy tworzą sanitariusze. Nie są to osoby upoważnione do przekazywania informacji o stanie zdrowia i terapii pacjentów. Takie informacje zawsze przekazuje lekarz prowadzący.

I na koniec najważniejsze – ze strony formalnej cała opieka nad pacjentką była prowadzona prawidłowo, ale chciałabym wyraźnie zaznaczyć, że jeśli pacjentka lub któryś z członków jej rodziny poczuli, iż nie zostali potraktowani z szacunkiem, to najmocniej przepraszamy. Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca.

Wygląda zatem na to, że opisywana przez nas sytuacja była rezultatem braku komunikacji między rodziną pacjentki i szpitalami. A przeprosiny ze strony szpitala są tym, czego oczekiwał Grzegorz Łukowski, gdy skontaktował się z naszą redakcją. – Chodzi mi o przeprosiny dla mojej babci, która znalazła się w sytuacji, z którą nie była w stanie sobie sama poradzić – mówi. Ma też żal o to, jak potraktowana została jego chora krewna: – Nie można zostawiać człowieka na progu jak jakąś starą torbę.

  1. Tego nie można skomentować.Po pierwsze tytuł jest nieadekwatny gdyż za złe traktowanie psa można trafić do więzienia,a człowieka? Tu nie pomogą ustawy ani pieniądze tylko ludzka kultura wobec drugiego człowieka nieporadnego, chorego.Jemu nikt nie uwierzy jego nikt nie słucha.Bylam jako chora na SOR w Lubinie i wiem jak traktowano chorych przez pielęgniarki.Bylam zmuszona wyjść na własne żądanie.To odrębny temat.A jeżeli chodzi o tą starszą Panią,to czy Ona zawsze przyjmuje pomoc innych ?

Dodaj komentarz