Pilnie potrzebna krew dla małego Dominika

Fot. archiwum rodziny

Guz był większy niż jego nerka. Żeby operować, najpierw trzeba było poddać chłopca chemioterapii, by spróbować guz zmniejszyć. Inaczej ręce chirurga nie zmieściłyby się w ciele sześciolatka. Dziś chłopiec jest już po operacji, ale to nie koniec jego walki, dlatego ruszyła zbiórka krwi dla Dominika Szymańskiego.

Choroba wyszła na jaw przypadkiem. – Prawie rok temu, w październiku, Dominik był przeziębiony. Przez dwa tygodnie choroba nie ustępowała, więc zrobiliśmy badanie krwi. Wynik był niejednoznaczny, więc zaczęliśmy drążyć, jeździć po specjalistach – opowiada Andrzej Szymański, tata chłopca. – W końcu padła diagnoza – guz Wilmsa, czyli nowotwór złośliwy nerki. Lekarze mówią, że to cichy zabójca, bo choroba do końca jest niemal bezobjawowa – dodaje.

Chłopiec od razu trafił do Przylądka Nadziei we Wrocławiu. Badania wykazały, że guz jest ogromny – miał 13 na 15 cm! – Był większy od nerki synka, więc najpierw trzeba było poddać Dominika chemioterapii. Udało się go zredukować aż o 70 procent. Liczyliśmy, że może dzięki temu uda się uratować choć część nerki, ale niestety trzeba było ją w całości usunąć – mówi tata chłopca.

Rodzice mieli nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej. Ale wtedy pojawiły się przerzuty na płuca. – I znów chemioterapia. Na razie jest dobrze, choroba nie postępuje. To nie oznacza, że synek jest zdrowy. Wręcz przeciwnie, już zawsze będziemy żyć jak na szpilkach, bo każda drobna infekcja może być dla niego śmiertelnie niebezpieczna. Cięgle trzeba go też obserwować, jeździć na badania i konsultacje – wylicza lubinianin.

Na przełomie sierpnia i września Dominik ma zakończyć leczenie chemioterapią. Teraz po każdej takiej sesji jest tak słaby, że konieczna jest transfuzja krwi. – Dlatego tak ważna jest zbiórka krwi, która dziś startuje. Dominik ma bardzo rzadką grupę krwi AB Rh-, do tego teraz są wakacje, czyli okres, kiedy tej krwi potrzeba jeszcze więcej. Zachęcamy mieszkańców, by przyłączyli się do tej akcji, pomogli naszemu synkowi, ale też innym dzieciom, leczącym się w Przylądku Nadziei. One też potrzebują krwi – apeluje Andrzej Szymański.

Mężczyzna wspomina też, że przy okazji choroby synka zobaczył, jak wiele dzieci zmaga się z nowotworami. – To cierpienie dzieci i ich rodziców jest ogromne. W Przylądku zaczyna już brakować miejsc dla małych pacjentów. Postęp tych chorób jest ogromny. Najlepiej obrazuje to jeden przykład – kiedy byliśmy w klinice z naszym synkiem, przywieziono tam kolejną dziewczynkę z białaczką. Miała zaledwie dwa tygodnie – dodaje tata Dominika.

Krew dla chłopca można oddawać w punkcie krwiodawstwa przy lubińskim szpitalu do 10 lipca. Każdy krwiodawca w podziękowaniu otrzyma drobny prezent od firmy PeBeKa, która wspiera rodziców chłopca.

Dodaj komentarz