Nie pozwólmy umrzeć małemu Kamilowi!

Ostatni rok to dla rodziny Wojdyłów ze Świerzawy prawdziwy koszmar. Odkąd dowiedzieli się, że ich ośmioletni syn Kamil cierpi na śmiertelną chorobę, wylali już morze łez i wydali mnóstwo pieniędzy na jego leczenie. Do pomocy włączyli się także mieszkańcy miasta i okolic. Ale dotychczasowe wydatki wydają się niczym w porównaniu z tymi, które dopiero nadejdą. Prosimy naszych Czytelników o przyłączenie się do pomocy.

Kamil Wojdyło ze Świerzawy cierpi na bardzo rzadką chorobę. Neuroblastoma IV stopnia to nowotwór złośliwy nadnercza, który występuje głównie u dzieci do czwartego roku życia. Leczenie jest bardzo długotrwałe i bolesne, a polega przede wszystkim na usunięciu guza i licznych zabiegach chemio- i radioterapii.

Wszystko zaczęło się w czerwcu ubiegłego roku. – Zobaczyłam wtedy siniaki na nogach syna. Mąż mnie uspokajał, mówiąc, że to normalne u dzieci w tym wieku. Ale one nie znikały i wyglądały bardzo dziwnie. Zauważyłam też, że Kamil zrobił się apatyczny i ma blade usta. Myśleliśmy, że to może jakaś anemia – wspomina pani Agnieszka Wojdyło.

Lekarz w Świerzawie po wstępnych badaniach krwi, jeszcze tego samego dnia skierował Kamila na oddział onkologii dziecięcej we Wrocławiu. Tam początkowo podejrzewano u niego białaczkę, ale szczegółowe badania wykazały, że 7-letni wtedy chłopiec cierpi na neuroblastomę IV stopnia. – Nie mieliśmy pojęcia, co to jest. Lekarze powiedzieli nam tylko, że to choroba tysiąc razy gorsza od białaczki i że szanse są niewielkie. Płacz i rozpacz – głównie to pamiętamy z tamtych dni. Po prostu nie docierało do nas to, że mamy dziecko śmiertelnie chore – mówi ze łzami w oczach pani Agnieszka.

Kamil miał guza na prawym nadnerczu z przerzutami na węzły chłonne i kości. Choroba była na tyle zaawansowana, że natychmiast rozpoczęto agresywną chemioterapię. Od tej pory młody świerzawianin bardzo rzadko przebywał w domu.

– Przeszliśmy już wszystko. Na początek była chemioterapia i usunięcie guza na nadnerczu, później leczenie izotopami w Gliwicach. Tam Kamil przez tydzień był w izolatce, ponieważ nie mógł mieć kontaktu z innymi osobami. Z tego powodu przez dwa tygodnie mieszkaliśmy też w domu u mojej siostry. W kwietniu był autoprzeszczep szpiku i kolejny cios dla naszego syna. Non stop badania, usypianie, zastrzyki, wenflony, spadki wyników i ciągły płacz dziecka – opowiada mama Kamila.

Kilka dni temu chłopiec zakończył radioterapię i wrócił do domu. Czeka na badania kontrolne, które odbędą się 8 sierpnia. Jego rodzice dowiedzieli się niedawno, że za dalsze leczenie syna będą musieli słono zapłacić. Jeszcze do maja tego roku terapia w Polsce była bezpłatna, teraz kosztuje 160 tys. euro. W Niemczech ten koszt jest ponad dwa razy wyższy. To, gdzie Kamil będzie leczony, nie zależy od wyboru rodziców, tylko od tego, gdzie szybciej będą dostępne antyciała dla 8-latka. Doliczyć do tego należy ponad półroczne koszty wynajmu mieszkania w Krakowie lub za granicą dla mamy Kamila. Dla rodziny Wojdyłów są to zawrotne sumy, których niestety nie są w stanie sami zdobyć.

Mieszkańcy Świerzawy i okolic przez ostatni rok zorganizowali wiele inicjatyw, dzięki którym udało się zebrać pieniądze potrzebne na leczenie Kamila. 8-latek ma założone imienne konto w fundacji „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową”. Na Facebooku jest też specjalna strona, na której można wystawiać i licytować różne przedmioty. Pieniądze z aukcji przelewane są na konto fundacji. Na innej stronie mama Kamila na bieżąco opisuje wszystkie chwile z życia jej syna. Jest tam mnóstwo zdjęć, głównie z sal szpitalnych, na których widać m.in., jak dzielnego chłopca odwiedzają gwiazdy reprezentacji Polski Kuba Błaszczykowski z Łukaszem Fabiańskim czy znana podróżniczka Martyna Wojciechowska.

Zdrowie Kamila zależy teraz od tego, czy znajdzie się wystarczająco dużo darczyńców. Liczy się każda złotówka. Im szybciej uda się zebrać wymagana kwotę tym większe są szanse na uratowanie Kamila.

Pieniądze można też bezpośrednio wpłacać na konto fundacji:

Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową”
ul. O. Bujwida 42, 50-365 Wrocław
11 1160 2202 0000 0001 0214 2867

z tytułem wpłaty „Kamil Wojdyło”

– Teraz Kamil czuje się w miarę dobrze.  Czasami tylko pyta mnie, czy umieranie boli. Odpowiadam, że nie wiem, a wtedy syn prosi, żebym sprawdziła to w Internecie – dodaje ze smutkiem pani Agnieszka.

Fot. prywatne archiwum rodziny Wojdyłów

Dodaj komentarz