LUBIN. Z pocztówkami od lubinian wyrusza do Etiopii

Kalina KabatRzeczy osobistych zabiera ze sobą niewiele, większość jej bagażu będą stanowić kredki, farbki, bibuła, szczoteczki do zębów, a także pocztówki z życzeniami między innymi od mieszkańców Lubina. Lubinianka Kalina Kabat w środę wyruszy do Etiopii, gdzie spędzi trzy najbliższe miesiące, pomagając i ucząc dzieci. – Bardzo się cieszę, że lecę. Marzyłam o tym już jako mała dziewczynka – mówi z uśmiechem.

Mimo że będzie to jej pierwsza tak duża misyjna wyprawa, a do tego nigdy wcześniej nie leciała samolotem, lubinianka wcale się nie denerwuje. – Jestem spokojna – przyznaje. – Ja na szczęście się nie denerwuję, ale moi rodzice się stresują, choć są bardzo dzielni i starają się tego nie okazywać – stwierdza, dodając, że zdążyli się już przyzwyczaić do tej myśli, bo mówiła o tym od bardzo dawna.

– To właściwie nie pomysł, ale powołanie, powołanie do bycia misjonarzem. Ja swoje poczułam w podstawówce, w piątej klasie, dzięki pani Wisłockiej, która na kółku historycznym, a może o świecie puściła nam film o misjonarzu – wyjaśnia Kalina.

Wtedy po raz pierwszy lubinianka zorganizowała akcję charytatywną. Wraz ze znajomymi zebrała różne przybory szkolne i wysłała do Afryki. Gdy dorosła – obecnie studiuje na Politechnice we Wrocławiu, właśnie skończyła drugi rok chemii – postanowiła spełnić swoje marzenie i wyruszyć do Afryki wraz Salezjańskim Wolontariatem Misyjnym.

– Wylatuję w środę z Belina, ale już we wtorek opuszczam nasz kochany Lubin. A wracam pod koniec września – mówi Kalina, która na misję wyrusza wraz z dwoma koleżankami.

Choć jej bilet pozwala zabrać nieco więcej bagażu, to rzeczy osobistych będzie miała niewiele. Zabiera ze sobą za to kredki, farbki i inne materiały, które niełatwo kupić w Afryce. W jej bagażu znajdzie się także 120 szczoteczek do zębów i… około 700 pocztówek z osobistymi życzeniami. Wszystko to dla dzieci, z którymi na miejscu będzie pracować.

– Będziemy prowadzić zajęcia edukacyjne, trochę angielskiego, trochę liczb, nauki o świecie, ale też zajęcia plastyczne i ruchowe, a w to wszystko będzie wpleciona modlitwa – wylicza lubinianka. – A jeśli chodzi o pocztówki, to interesuję się też podróżami i wyczytałam kiedyś w książce „Autostopem przez życie” o podobnej akcji. Autor jechał autostopem z Gdańska do Indii i postanowił, że po drodze będzie odwiedzał domy dziecka i zostawiał pocztówki. Opisywał w książce, jak wielką radość sprawiały one w bardzo biednych miejscach. Pomyślałam, że skoro tamte dzieciaki nie mają dosłownie nic, to gdy dostaną chociaż taką kolorową kartkę, z cudownymi zdjęciami, napisaną specjalnie dla nich, to będzie im bardzo miło, że ktoś na drugim końcu świata pomyślał o nich – mówi lubinianka.

Spora część pocztówek to kartki przygotowane własnoręcznie przez dzieci, ale są i gotowe, wypisane i podarowane przez dorosłych i to z różnych stron świata. Do akcji włączyły się między innymi lubińskie szkoły podstawowe nr 8 i 12, Gimnazjum nr 4, Zespół Szkół Integracyjnych, szkoła w Chobieni, a także Stowarzyszenie Dać Nadzieję z Warsztatami Terapii Zajęciowej Akademia Życia i Kameleon. Do tworzenia pocztówek przekonywała także przewodnicząca lubińskiej rady miejskiej Bogusława Potocka-Zdrzalik.

– Wciąż dostaję kolejne pocztówki. Gdy doszłam do liczby 490, przestałam je liczyć – dodaje śmiejąc się Kalina. – Ale myślę, że mam ich już około 700.

Również starosta lubiński Adam Myrda, gdy dowiedział się o wyprawie lubinianki, postanowił podarować coś dla małych mieszkańców Etiopii.

– Chcieliśmy ofiarować coś, co ucieszy dzieci, a czego nie mają, czyli między innymi kredki, farbki i skakanki – mówi starosta. – To trochę zaskakujące, ale i imponujące, że taka młoda osoba chce poświęcić trzy miesiące na pracę i pomoc innym, podczas gdy większość młodych w wakacje woli bawić się i wypoczywać – dodaje.

Zanim Kalina dotrze na miejsca przeznaczenia, czeka ją 12-godzinna podróż. W Etiopii będzie mieszkać u sióstr zakonnych. Wie, że warunki będą ciężkie i że przez większość czasu nie będzie miała kontaktu ze światem i rodziną, ale się nie zraża.

– W Etiopii jest problem z zasięgiem – mówi o dostępie do internetu i telefonach. – Do najbliższego punktu, gdzie jest internet, jest 40 kilometrów. Mam nadzieję, że raz na dwa tygodnie, raz na tydzień uda nam się tam pojechać – dodaje. – Mam też nadzieję, że ta wyprawa to nie będzie jednorazowa akcja i wezmę udział także w innych misjach. Chcę pomagać innym – przyznaje.

Lubinianka obiecała nam, że po powrocie nas odwiedzi i opowie o tym, co przeżyła przez te trzy miesiące spędzone w Etiopii.

Autor: MRT

Dodaj komentarz