Kiedyś wiatraki były wizytówką Polkowic (FOTO)

Jedyny w Polkowicach wiatrak, jak już pisaliśmy, doczeka się wreszcie odbudowy i będzie służyć mieszkańcom. W przeszłości podobnych budowli było w mieście znacznie więcej. Dziś można je oglądać na starych zdjęciach i pocztówkach.

Polkowice założone zostały na wzgórzu, a to oznaczało m.in., że wystawione były na oddziaływanie wiatru, który mocno dawał się we znaki.

– Do czasu, kiedy jakiś przedsiębiorczy mieszkaniec grodu wybudował pod jego murami wiatrak – informuje Roman Tomczak, polkowicki historyk. – Wkrótce pojawiła się też „swojska” mąka. Wiatrak stał, a wiatr nadal wiał, stale i mocno, przez większość roku od południowego zachodu. Nic więc dziwnego, że w ślad za pierwszym przedsiębiorczym pojawili kolejni. Poza tym, bycie młynarzem, właścicielem wiatraka, bardzo nobilitowało średniowiecznego mieszczanina. Regulowała to „Ustawa młyńska” z roku 1265. Trzeba jednak zaznaczyć, że w Polkowicach pierwszy był młyn wodny, a nie wiatraki.

Wracając do tematu, do 1680 roku na terenie podległym jurysdykcji polkowickiego magistratu stało kilkanaście wiatraków, które mełły mąkę przez cały rok. Załamanie w tym gospodarczym krajobrazie przyniosła epidemia dżumy, która właśnie w roku 1680 nawiedziła Polkowice.

– Z tego okresu mamy także pierwsze, potwierdzone relacje o opuszczeniu i spaleniu kilku wiatraków przez swoich właścicieli – dodaje Roman Tomczak. – Ludzie uciekali z miejsc, gdzie panowała dżuma, paląc na wszelki wypadek „zatrute” nieruchomości. W ten sposób rzemieślnicy którzy mieli warsztaty w okolicach Bramy Głogowskiej, w tym młynarze, przenieśli się na tereny daleko wysunięte w kierunku Suchej Górnej. Tam też wkrótce powstały trzy nowe wiatraki.

Sto lat później nadszedł kolejny, trudny okres. W czerwcu 1783 r. spłonął – rażony piorunem – jeden z najstarszych w mieście wiatrak, zwany narożnym. Nazywano go też „kąpielowym”, a to ze względu na bliskie sąsiedztwo Dolnego Stawu, tego samego gdzie przed wiekami stał wspomniany już młyn wodny.

– Właściciel „narożnego” Christian Baehlich nie zamierzał jednak, jak jego koledzy po fachu sprzed stu lat, przenosić się w inne miejsce – wyjaśnia Roman Tomczak. – W dwa lata na miejscu spalonego wybudował nowy wiatrak, który służył jego rodzinie do 1925 roku. Wtedy „narożny” sprzedano, a nowy właściciel rozebrał go, aby postawić na nowo w innym miejscu. Gdzie? O tym źródła milczą.

Podobna historia spotkała inny wiatrak, który stał w pobliżu Bramy Głogowskiej. Ten spłonął w roku 1882 i też został odbudowany przez właściciela. Pracował do końca wojny. Nie odbudowano jednak wiatraka, który spłonął w listopadzie 1903 r. w okolicach dzisiejszej przychodni przy ul. Kominka.

– Nasz słynny polkowicki holender spłonął po raz pierwszy w 1864 roku, kiedy był jeszcze paltrakiem – dopowiada Tomczak. – Podczas jego odbudowy postanowiono go zmodernizować, używając jako budulca wyłącznie cegły. W ten sposób drewniany wiatrak na podbudowie ceglanej, czyli paltrak, stał się holendrem. Był tak nowoczesny, że nie potrzebował już wiatru.

Prace śmigów mogła, w razie potrzeby, wykonywać specjalnie w tym celu sprowadzona maszyna parowa. Wkrótce miejsce tego wynalazku zajął silnik elektryczny. Holender mełł zboże okolicznych rolników do lat 20. ubiegłego wieku.

Jak już informowaliśmy, ruiny budowli należały do gminy Polkowice, która wiele lat temu sprzedała działkę razem z zabytkiem, a dwa lata temu odkupiła ją od kolejnego właściciela.

Źródło historyczne: UG Polkowice/Fot. Portal Stowarzyszenia Wratislaviae Amici/UR

Dodaj komentarz